3
gru
2017
53

SZTUKA KOCHANIA Historia Michaliny Wisłockiej

SZTUKA KOCHANIA Historia Michaliny Wisłockiej. Reż. Maria Sadowska, Scen. Krzysztof Rak, Wyk. Magdalena Boczarska, Piotr Adamczyk, Justyna Wasilewska, Eryk Lubos, Polska, 2017

SZTUKA KOCHANIA Historia Michaliny Wisłockiej jest bez wątpienia filmem bardzo dobrym. I fantastycznie sprawnie zrealizowanym. Bardzo dobre jest w tym obrazie wszystko: scenariusz, dialogi, reżyseria, obsada, gra aktorska, zdjęcia, kostiumy, scenografia, muzyka.

Jednak po obejrzeniu Sztuka kochania Historia Michaliny Wisłockiej pozostałam na własnej kanapie z pytaniami, które pozwolę sobie z racji na temat oraz postać główną tego obrazu porównać do tych, które po każdym pierwszym razie (tak w seksie jak i w kinie) człowiek może sobie zadawać: czemu tylko tyle? czemu akurat tak? I z uczuciem, że choć było “miło i miło” – to jednak trochę zbyt powierzchownie i naskórkowo było… A przede wszystkim zadaje sobie pytanie: “czy chcę znowu”? I jeśli chodzi o moje odczucia – niekoniecznie. Sztuka kochania Historia Michaliny Wisłockiej to dla mnie bardzo przyjemnie wspominany, ale jednak “one night stand”.

Sztuka_Kochania_Plakat_Web_07_12_16

 

*   *   *

Zacząć trzeba od tego, że „Sztuka Kochania”, autorstwa Michaliny Wisłockiej ukazała się w Polsce po raz pierwszy w roku 1976. W kraju liczącym 30 milionów ludzi, i w którym to kraju prawie nikt (łącznie z pracownikami naukowymi Akademii Medycznej) nie miał dostępu do publikacji, wydanych „na zachodzie” przez pionierów badania ludzkiej seksualności, takich jak Alfred Kinsey (lata 50-te), czy Masters&Johnson (lata 60-te). A poza nieliczną grupą intelektualistów „Sztuki kochania” Owidiusza też raczej nikt nie widział na oczy…

Byłam już wtedy na świecie, ale miałam tylko kilka lat. Moi rodzice, rzecz jasna, mieli książkę Wisłockiej w swoim księgozbiorze. Dorwałam się do niej lata potem, myślę, że w czasach późnej podstawówki. Moja perspektywa postrzegania tego absolutnie przełomowego dzieła na rynku polskim – które było niezwykle, a nawet ośmielę się powiedzieć – fundamentalnie społecznie potrzebne – jest mocno subiektywna, bo wychowałam się w domu liberalnym, inteligenckim i światłym, także jeśli chodzi o “te rzeczy”. Zanim poszłam do podstawówki – moja mama,  która z pewnością nie była kobietą pruderyjną – podstawowe kwestie zdążyła mi już objaśnić. Tak więc jako siedmiolatka wiedziałam z pewnością, że wzięłam się “z waginy, a nie z Warszawy” 🙂 I że za całą tą kwestią, zwaną moimi narodzinami nie stoi bocian, kapusta, ani dopust boży – tylko tzw. seks między panią a panem. Po latach doceniłam ten wstępny, rzeczowy i edukacyjny przekaz, który otrzymałam. Z czasem, zarówno z rozmów jakie prowadzili dorośli, filmów i książek “dla dorosłych” (bo nikt mi nigdy obcowania z nimi nie zabraniał), z życia szkolnego i podwórkowego zaczęłam rozumieć, że seks to jest sprawa jednak dużo bardziej niż mi się wydawało – skomplikowana. Tym bardziej, że tak się składa, że choć skomplikowana jest dla obojga płci (dla każdej na swój sposób) tylko dla jednej skończyć się może ciążą…

Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę założyć, że w momencie nieuświadamianych sobie jeszcze pierwszych cielesno-hormonalnych znaków, jakie dawało mi moje pokwitające ciało do lektury książki Wisłockiej, która stała w domowej bibliotece sięgnęłam z tzw. ciekawości. Pamięć ludzka jest i zawodna i wybiórcza, więc po tylu latach mogę jedynie napisać, że nie pamiętam które z jej treści mnie najbardziej interesowały. Przypuszczam, że te, które czytałam z pozycji  „dziewicy”, choć sądzę że było to jednak tzw. czytanie bez zrozumienia… Pamiętam za to rysunki. Rysunki mnie interesowały najbardziej! I choć wiedziałam, że kobiety mają “między nogami” całkiem coś innego niż mężczyźni – to bardziej od tego faktu interesowało mnie, że te dwie postaci, jedna z “pochwą”, druga z “członkiem” na rycinach w książce Michaliny Wisłockiej się stale zespalają w różnych pozycjach i wydają w jakiś sposób dopełniać.

I sądzę, choć z pewnością nie byłam wtedy tego świadoma – że nie technikalia przez nią opisywane, ale głębszy przekaz na temat satysfakcjonującego seksualnego spółkowania dwojga ludzi i tego, że może, a nawet powinno być źródłem obopólnej  r o z k o s z y – mnie frapował najbardziej.

Jak wspominałam, szczęśliwie dla mnie, rosłam w domu takim, a nie innym. Przyszedł czas, kiedy dostałam okres, a po nim niedługo moment, kiedy to moja mama zaprowadziła mnie do zaprzyjaźnionej ginekolog, gdzie ładnie i składnie wyjaśniono mi sprawy podstawowe i najważniejsze. A potem minęło jeszcze trochę czasu, aż sama zaczęłam się interesować tym jak działa w praktyce połączenie tego, co chłopcy i dziewczyny mają “tam”.

I wtedy sprawy się zrobiły bardziej zagmatwane. A podstawowa wiedza na temat ciała i biologii przestała mi wystarczać. I choć byłam młodą kobietką, wiedzącą z tego zakresu sporo, a przede wszystkim co robić by nie zajść w niechcianą ciąże – niczego to w “sztuce kochania”, a zwłaszcza w kochaniu jako takim – już nie załatwiało.

*   *   *

Czas na recenzję obrazu Sztuka Kochania Historia Michaliny Wisłockiej. Filmu, który okazał się być wielkim sukcesem komercyjnym (prawie dwa miliony widzów!). A niedawno został nagrodzony na tegorocznym, prestiżowym festiwalu Camerimage w kategorii “najlepszy film polski” za zdjęcia (zaiste doskonałe) Michała Sobocińskiego. W rolę główną wciela się w nim – wyśmienicie – Magdalena Boczarska. I niewątpliwie jej kreacja aktorska jest poważnym atutem tego obrazu. Cała reszta w tym filmie, w ramach dwóch ekranowych godzin jest także na bardzo wysokim poziomie. Za świetną narrację scenariuszową odpowiada Krzysztof Rak, ten sam, który przy okazji filmu “Bogowie” pokazał, że umie więcej niż bardzo dobrze przedstawiać postaci “większe niż życie”. A przede wszystkim pisać świetne, błyskotliwe i w punkt dialogi! Mam na tym punkcie fisia, więc podkreślam to szczególnie mocno…

© Fot Jaros?aw Sosi?ski / Watchout Productions, FILM, SZTUKA KOCHANIA'' - historia MICHALINY WIS?OCKIEJ

© Fot Jaros?aw Sosi?ski / Watchout Productions, FILM, SZTUKA KOCHANIA” – historia MICHALINY WIS?OCKIEJ

Najważniejsze wątki życia Wisłockiej zostały przedstawione w nielineralnej narracji, co dodaje obrazowi energii, ale też stale rwana chronologia wydarzeń zmusza nas jako widzów do permanentnej zmiany optyki, która nie do końca służy zrozumieniu, czy też identyfikacji z bohaterką. Dostajemy obraz kobiety wyjątkowej. O pogmatwanym życiorysie, zawiłych losach, emocjonalnie skomplikowanej. I (jako dodatek?) mającej wielkie aspiracje i marzenia zawodowe.

Fabuła opiera się o trzy główne filary jej biografii: czasy przed zakończeniem II wojny światowej (Wisłocka urodziła się w 1921 roku), w których bohaterka poznaje swojego przyszłego męża Stanisława (świetny Piotr Adamczyk) oraz przyjaciółkę Wandę (rewelacyjna Justyna Wasilewska). Po zakończeniu wojny – kiedy to razem stworzą “trójkąt”, który naznaczy życie Michaliny na zawsze, w każdym możliwym zakresie: od emocjonalno-psychologicznego, przez seksualny, macierzyński, a na zawodowym kończąc. Oraz późne lata 60-te i 70-te, w których Wisłocka pokazana jest nam już jako popularna i uwielbiana przez pacjentki, praktykująca od lat ginekolog oraz kobieta, która podejmuje wieloletnią walkę z PRL-owskim systemem, o to by wydać książkę – pracę swojego życia.

© Fot Jaros?aw Sosi?ski / Watchout Productions, FILM, SZTUKA KOCHANIA'' - historia MICHALINY WIS?OCKIEJ

© Fot Jaros?aw Sosi?ski / Watchout Productions, FILM, SZTUKA KOCHANIA” – historia MICHALINY WIS?OCKIEJ

© Fot Jaros?aw Sosi?ski / Watchout Productions, FILM, SZTUKA KOCHANIA'' - historia MICHALINY WIS?OCKIEJ

© Fot Jaros?aw Sosi?ski / Watchout Productions, FILM, SZTUKA KOCHANIA” – historia MICHALINY WIS?OCKIEJ

© Fot Jaros?aw Sosi?ski / Watchout Productions, FILM, SZTUKA KOCHANIA'' - historia MICHALINY WIS?OCKIEJ

© Fot Jaros?aw Sosi?ski / Watchout Productions, FILM, SZTUKA KOCHANIA” – historia MICHALINY WIS?OCKIEJ

Dla ostatecznej formy jej książki, która uczyniła ją postacią przechodzącą do historii – jak wynika z filmu – kluczowym był romans z niejakim Jurkiem (absolutnie doskonale obsadzony Eryk Lubos!). Dzięki któremu, na własnej skórze, Michalina Wisłocka doświadczyła nie tyle prywatnej praktyki odkodowania tajników zawiłości fizjologii kobiecej oraz możliwości stosowania “sztuczek”, które, jak wpajała lata całe swoim pacjentkom mogłyby uczynić ich “małżeńskie powinności” bardziej znośnymi… ale ars amandi, czyli czegoś – czego przetransponować na przekaz słowny – zdawałoby się – nijak się nie da. Bo jednak technika to technika, wiedza to wiedza, możliwość spółkowania na różne sposoby (nie tylko “po bożemu”), uświadamianie kobietom tego, że istnieje coś takiego jak łechtaczka oraz jak można z niej zrobić “pożytek”, to nie to samo co doświadczenie tego wszystkiego, co zdaje się być jedynie doskonale rozpracowaną wiedzą i “know how” z zakresu medycyny, biologii, fizjologii, czy nawet psychologii z kimś, kto ma tzw. dar. Dar do czynienia z aktu seksualnego czegoś, co staje się poprzez cielesne zespolenie dwóch uważnych na swoje potrzeby osób – wspólnie doświadczanym absolutem. Poezją. Sztuką kochania (się) z drugim człowiekiem…

Sztuka kochania Historia Michaliny Wisłockiej to także obraz, który pokusił się o wątek feministyczny. W którym to wsparcie kobiet, dla kobiety pomagającej innym kobietom w szeroko rozumianej emancypacji jest jednym z kluczowych elementów finalnego sukcesu Michaliny jako autorki pierwszego, wybitnie istotnego dla całego pokolenia kobiet lat 70-tych w Polsce poradnika z zakresu seksuologii (bardzo dobre role: Katarzyny Kwiatkowskiej, Karoliny Gruszki i Danuty Stenki).

Książki – finalnie nazwanej “Sztuka kochania” – która mentalnością “mas” – żyjących za żelazną kurtyną – na serio i totalnie wstrząsnęła. I którym to w ich bardzo topornym i jeszcze bardziej nieświadomym  podejściu do seksu (to nie szyderstwo – tylko fakty historyczne!) była straszliwie potrzebna… Aby sobie uzmysłowić jak bardzo wystarczy wziąć po uwagę fakt, że “Sztuka kochania” wydana została w sumie w ponad 7 milionach (sic!) egzemplarzy. A liczba jej nielegalnie sprzedawanych, czy przekazywanych sobie przez znajomych kopii jest do tej pory nieznana…

© Fot Jaros?aw Sosi?ski / Watchout Productions, FILM, SZTUKA KOCHANIA'' - historia MICHALINY WIS?OCKIEJ

© Fot Jaros?aw Sosi?ski / Watchout Productions, FILM, SZTUKA KOCHANIA” – historia MICHALINY WIS?OCKIEJ

Wszystkie te trzy plany życia autorki – reżyserka obrazu Maria Sadowska – przedstawia nam w pędzących przez ekran, barwnych i wibrujących napięciem scenach, naprzemiennie cofających nas w retrospekcjach do najważniejszych, kluczowych wydarzeń z życia Michaliny z godną podziwu precyzją. I w rytm temperamentu bohaterki. Wisłocka jest w tym filmie przedstawiona jako na poły wybitna, a na poły ekscentryczna maniaczka, owładnięta swą idée fixe. A z pewnością trudna we współpracy, o niełatwym do zaakceptowania sposobie bycia.

© Fot Jaros?aw Sosi?ski / Watchout Productions, FILM, SZTUKA KOCHANIA'' - historia MICHALINY WIS?OCKIEJ

© Fot Jaros?aw Sosi?ski / Watchout Productions, FILM, SZTUKA KOCHANIA” – historia MICHALINY WIS?OCKIEJ

Która wściekle walczy o ideę, uznawaną przez nią (słusznie) za słuszną, ale nie umiejąca jej ani dobrze sprzedać ani wytłumaczyć tym wszystkim, którzy kładą kłody pod nogi jej przełomowej publikacji. Życie prywatne Wisłockiej miesza się w tym kalejdoskopie PRL-owskiej rzeczywistości z tym co myślą o niej dygnitarze partyjni zarządzający tzw. kulturą i blokujący czas długi wydanie jej książki (kolejne błyskotliwe role Arkadiusza Jakubika oraz Wojciecha Mencwaldowskiego), Dyrektor wydawnictwa, które “Sztukę kochania” finalnie wydało (bardzo dobry Borys Szyc). Oraz kościół, któremu stosunek do seksu Wisłockiej jest bardzo nie na rękę. A nawet własne kręgi zawodowe, czyli lekarze ginekolodzy (zawód seksuologa jest wtedy w “powijakach”). Dla tzw. autorytetów medycznych – Michalina wraz ze swoją bezpardonową osobowością i maniackim dążeniem do tego by oświecić “lud polski” wydaje się być więcej niż konkurencją – jest zawodowym zagrożeniem.

Życie Wisłockiej, tak prywatne, seksualne, jak i zawodowe –  w moim odbiorze osobistym – w obrazie Sztuka kochania przedstawiono w fantastycznie profesjonalny sposób, ale ewidentnie je “tuningując”, po to by uczynić film bardziej atrakcyjnym dla współczesnego, młodego widza. PRL’owska rzeczywistość z jej siermiężnością, znojem, brzydotą i szarzyzną została sprowadzona do konwencji, w której czasy, w jakich przyszło się bohaterce zmagać z najważniejszymi kwestiami jej dotyczącymi są przedstawione w konwencji „radosnego vintage”, mocno podrasowanej i bardzo umownej. Mnie osobiście to się średnio podobało. Być może dlatego, że ja się w PRL’u wychowałam i doskonale wiem, że to tylko filmowy sztafaż. Ale w sumie to nie to jest najważniejsze.

Z perspektywy kobiety, obecnie mocno po 40-tce, która uważa się za zarówno świadomą, jak i samoświadomą w kwestii własnej seksualności – nie mogę abstrahować przy omawianiu filmu Sztuka kochania od sprawy najistotniejszej: postać Michaliny Wisłockiej jako autorki książki o rewolucyjnym znaczeniu oraz głębia motywacji jakie stały za tym, że tak bardzo zależało jej, by została wydana – w filmowym, jedynie dwugodzinnym ujęciu – siłą rzeczy – wypadły – jak dla mnie – jako przedstawione powierzchownie.

Dlatego też, w zasadzie, główny problem jaki mam z filmem jej poświęconym to fakt, że nie jest serialem. Wisłockiej – jednej z na prawdę niewielu tak bardzo znaczących postaci dla emancypacji seksualnej kobiet w Polsce – się bowiem – moim zdaniem – należało od polskiej kinematografii coś więcej niż ten bardzo sprawnie zrealizowany, ale dwugodzinny obraz… Należała się jej epicka, wielowątkowa i wielogodzinna opowieść o kimś, kto dał nie tylko kobietom, ale nam – Polakom – coś bezcennego! A dał dlatego, że tak bardzo osobiście cierpiał z powodu prywatnego niedostatku i niespełnienia w rejestrach, które być może nie są kluczowe dla kariery i finansowego sukcesu…ale są radości życia kluczowym elementem.

You may also like

BĘKART
PAMIĘĆ
STREFA INTERESÓW
CZASEM MYŚLĘ O UMIERANIU