17
mar
2017
34

TABU – SEZON PIERWSZY

TABU (Taboo), Pomysłodawcy. Chips Hardy & Tom Hardy oraz Steven Knight, Wyk. Tom Hardy, David Hayman, Jonathan Pryce, Oona Chaplin, Franka Potente, Jessie Buckley, Michael Kelly, Tom Hollander, USA, 2017, FX & BBC One (w Polsce dostępny na HBO)

Kiedy piszę te słowa – gęba sama mi się śmieje – od ucha do ucha! Właściwie mam na niej wielkiego ironicznego “banana”, z rodzaju takich, które prezentuje najlepiej Jack Nicholson. 🙂

Dlaczego? Bo z TABOO – stało się to – co zawsze mnie nieodmiennie bawi. Uznane na świecie branżowe pisma i ich krytycy filmowi kręcą troszkę noskami (średnia not, o czym już wielokrotnie wspominałam – niecierpiana przeze mnie maniera! – wynosi nieco ponad 6 /10). Ale publika – zwana widzem – klaszcze i piszczy ze szczęścia! W komentarzach i na forach pod ich recenzjami gremialnie wypisując “Ludzie! WTF? Czy was pogięło?”…

TABOO – jest takim serialem, o którym – ja – serialowa wyjadaczka – mogę powiedzieć tylko jedno! HELL YEAH! GIMME MORE!

To brylantowa robota. Pod każdym względem. A jej wisienkę na torcie stanowi – rzecz jasna – TOM HARDY w roli głównej. Podsumuję zatem Taboo tak: jak się ma aktora o takiej charyzmie, zdolnościach i uwielbieniu publiczności, który na dodatek jest jednym z pomysłodawców oraz współproducentem czegoś, pod czym się podpisuje oboma rękoma – wiedząc dokładnie czego się podejmuje – to można robić serial na podstawie elementów puzzla zwanego kinematografią – które ułożone zostały już po stokroć.

Ale jak się nie ma… To… spuśćmy na to zasłonę milczenia 😉

 

taboo_fx_poster 

 

Każdy wielbiciel serialu “Peaky Blinders” wie, że wymyślił go Steven Knight. Każdy jego wielbiciel wie także, że choć była to bardzo, bardzo trudna sztuka – grający w nim dość epizodyczną postać  – Tom Hardy (w roli Alfie‘go Solomons’a) – w scenach, w których występuje razem z wybitnie uzdolnionym, niemniej charyzmatycznym i uwielbianym przez widzów w roli głównego bohatera – Cillianem Murphy – kradnie mu ekran…C’est la vie 🙁 

Tja! TOM HARDY. Nie ma w Polsce takiego ani jednego L… choć (dzisiaj jestem we wrednawym nastroju) niektórym producentom TV nad Wisłą wydaje się, że jak aktorskiemu drewnu, które jedynie fantazjuje o byciu rockmanem i badboyem każą zapuścić brodę à la hipsterski drwal, domalują trzy dziary i ubiorą w kostium z epoki – to będzie jak polski Tom Hardy.

Nie. Nie będzie. Z gó*** bata nie ukręcisz…

 

Tom_hardy_Taboo

TOM HARDY TO FENOMEN. Takich zawodników w kinie – kiedy myśli się o nim – jako czymś, co jednak poza robieniem biznesu – kreuje również gwiazdy, rozpalające masową wyobraźnię do czerwoności – nie ma za wielu.  Jest przykładem aktora, któremu się ta sztuka udała. Żeby nie powiedzieć, że udaje się coraz bardziej.

Bo Hardy ma coś, co jest nienazywalne, magiczne, poza – racjonalne. I nie da się tego nauczyć w żadnej szkole….Ludzie się w nim &  jego kreacjach – zakochują! A czynią to dlatego, że jest w nich wiarygodny!

Faceci się z nim utożsamiają. Kobiety go uwielbiają. Tyle razy, ile widziałam na własne oczy – życzonka urodzinowe – okraszone zdjęciem Hardy’ego z nagim torsem, eksponującym jego liczne tatuaże, umieszczanym przez dziewczyny dziewczynom na rozlicznych “wallach” na Fejsbuniu – to tylko ja wiem 😉 

Przejdźmy zatem do meritum. Bo jak ugrzęznę w peanach nad Tomem – to nici z recenzji 🙂

Zacznijmy od małego detalu. Detalu –  na którym – jak się umie – można zbudować nie tylko postać. Można zbudować swój wizerunek sceniczny. Który jako własny – charakterystyczny sznyt – będzie z aktorem wędrował przez kolejne produkcje.

Tom Hardy jako James Keziah Delaney –  główny bohater i spiritus movens Taboo – wydaje dość często pewien dźwięk. Dźwięk, który – ja – osobiście uwielbiam. I którego już używał – zarówno w “Mad Max. Na drodze gniewu”, jak i w “Zjawie”. To bardzo maskulinny dźwięk. Brzmi jak pomruk niedźwiedzia – samca alfa. O którym wiadomo, że żartów z nim nie ma. A na pewno brzmi jak coś bardzo pierwotnego, prawie że barbarzyńskiego…

tom-hardy-mainRzecz się dzieje w roku pańskim 1814. W czasach wciąż powszechnie panującej przemocy, gwałtu i braku poszanowania dla praw człowieka. Choć niby to już wcześniej „oświeconych”. James Keziah Delaney – to facet – i to mocno wku***. Kipi od tłumionej agresji, gniewu, poczucia winy, resentymentów, chowanych przed światem tajemnic… Wraca do Londynu, po 10 latach nieobecności – z głębi niezbadanej i zatrważającej zachodnią cywilizację swą dzikością – Afryki.

Wraca bo zmarł jego ojciec. W dodatku w niewyjaśnionych okolicznościach. James zostaje dziedzicem resztek tego, co po nim zostało – niegdyś wielkiego majątku. Potężnej firmy zajmującej się żeglugą transportową. Pragnieniem syna – staje się – by ją wskrzesić.

Bohater dość szybko się orientuje – że jego ojca najprawdopodobniej zamordowano. Nadto okazuje się, że jego już niegdyś mocno skomplikowane relacje z siostrą (Oona Chaplin) stają się jeszcze bardziej pogmatwane. Tym bardziej, że jej małżonek (Jefferson Hall) bardzo usilnie pragnie śmierci swego szwagra.

Nie on jeden. James Keziah Delaney – otrzymuje bowiem w spadku coś bardzo, bardzo cennego – a czym jest więcej niż bardzo zainteresowana Korona Brytyjska. A szczególnie – bardzo ważny i wpływowy na dworze królewskim człowiek (Jonathan Pryce), który zarządza jedną z najważniejszych i najbardziej dochodowych instytucji w ówczesnej historii Imperium: Brytyjską Kompanią Wschodnioindyjską.

Jonathan-pryce-Taboo-FX-620x372

 

Obiektywnie rzecz ujmując – Taboo – to głównie klisze gatunkowe. Ale za to jak ubrane w kostium z epoki i jak zrealizowane! Klękajcie narody!!!

Ośmioodcinkowy sezon pierwszy to przykład czegoś, co zostało stworzone przez ludzi, którzy bardzo dobrze pomyśleli nad tym – jak odciąć kupony od tego, co się już sprawdziło, a co publiczność – okazało się, że uwielbia. I określenie DOBRZE POMYŚLELI – wybija się w przypadku tej produkcji na plan pierwszy!

Zatem przejdźmy do konkretów:

Fabuła zwana kanwą – nie jest tu najważniejsza. Taboo to historia, która jest zgrana jak stara kataryna: antybohater – jego tajemnicza przeszłość wraz z emocjonalnym i duchowym skomplikowaniem – odlegle czasy – brudy realiów życia – spisek – zdrada – chęć odwetu. Walka dobra ze złem. Siła intelektu, sprytu i umiejętność myślenia strategicznego – nadrzędna wobec siły fizycznej. A nad tym wszystkim parasolem wiszą najważniejsze i uniwersalne kulturowo wartości, takie jak: honor, lojalność, nieustępliwość w działaniach, odwaga, miłość, poświęcenie.

Wydaje się to być proste niczym “konstrukcja cepa”. Niestety takie nigdy nie jest. Żeby to wszystko co napisałam powyżej – ubrać w coś – co ludzie będą jeść łyżkami, z wywalonym jęzorem oczekując na kolejny odcinek – trzeba się nieźle natyrać i jeszcze bardziej nieźle pokombinować nad dodaniem czegoś, co uczyni danie wielokrotnie już serwowane– pysznym.

W Taboo wyraźnie czuć rękę starego wyjadacza. I to nie byle jakiego. Producentem wykonawczym jest sam Ridley Scott (sic!).

Wszystko w zbudowanym w tym serialu świecie jest oparte o to, że zrobił to ZESPÓŁ LUDZI działających synchronicznie, w pełnej kooperacji (żeby nie powiedzieć komitywie!). I którzy doskonale wiedzieli co czynią, bo stanowili każdy z osobna i pospołu  – najlepsze jego składniki.

 

Nie od dzisiaj wiadomo, że wysokobudżetowe seriale wygrać mogą tylko – tak jak nakazują prawidła psychologii – czymś co zwie się “pierwszym wrażeniem”. Po słabym pilotowym odcinku pierwszym – odpada ponad 30 % publiczności. Najbardziej zatwardziali pasjonaci dają drugą szansę. A potem jest już równia pochyła. I nie ma zmiłuj.

Dlatego liczy się dosłownie wszystko. Każdy element musi być dopieszczony w najdrobniejszych detalach. Scenografia, zdjęcia, kostiumy, montaż, muzyka.

A przede wszystkim DIALOGI I INSCENIZACYJNE REALIA.

Widz kanałów premium i produkcji dedykowanych odbiorcy o potrzebach większych niż te, ktore serwuje TV-papka – nie jest debilem. Nie musi się dogłębnie znać na historii, sztuce i literaturze  – ale musi mieć poczucie, że dostaje coś, co jest spójne – pod każdym względem.

Dlatego – Taboo – pomyślane jako historia dekadencka, brudna i mroczna – jest takie całe! Od A do Z (patrz wyżej). Taboo_set

I nie dziwi mnie ani nie mierzi, że jako produkt  – wyzyskuje także dorobek i medialny wizerunek aktorów, znanych z najbardziej popularnych, uwielbianych seriali, że wymienię tylko Jonathana Pryce’a (Wróbel z Gry o Tron”), czy Michael’a Kelly (Doug Stamper z “House of cards”). Tak to się robi. W Ameryce. I bardzo dobrze!

Najważniejsze bowiem – ze wszystkiego tego – jest to, że Taboo jest produkcją serialową, która wkręca. Wkręca na maksa. Żre się ją jak gorzką czekoladę z chili. W rozkosznym, pełnym drżenia oczekiwaniu – na kolejny kawałek. I w sumie to się liczy najbardziej.

Nie widzę sensu w dorabianiu do tego faktu większych filozofii. Taboo to esencja serialowej przyjemności. Bycia zniewolonym jako widz czymś, co dostarcza swego rodzaju “zakazanej rozkoszy”.

I za to właśnie – Taboo – otrzymuje u mnie otagowanie “Chapeu bas” “ J

Ps. A z tym Tomem Hardy, to wiecie… Nic nie poradzisz. Ten gość tak ma. Się go kocha. I już

You may also like

EUFORIA
MIŁOŚĆ I ŚMIERĆ
SZPIEG WŚRÓD PRZYJACIÓŁ
ROZMOWY Z PRZYJACIÓŁMI