TAMTE DNI, TAMTE NOCE
TAMTE DNI, TAMTE NOCE (Call Me by Your Name). Reż. Luca Guadagnino, Scen. James Ivory na podstawie powieści André Acimana, Wyk. Timothée Chalamet, Armie Hammer, Michael Stuhlbarg, Amira Casar, Esher Garrel, Brazylia/Francja/USA/Włochy, 2017
TAMTE DNI, TAMTE NOCE to film wybitny! Jeden z najwspanialszych, jakie obejrzałam w tym roku, choć dopiero się zaczął.
Zawiera w sobie wszystko to, co w kinematografii może być najpiękniejszego, najbardziej uniwersalnego, tkliwie poruszającego struny najgłębszych emocji. Obraz ten dotyka nas całym sobą, uwodzi, zawłaszcza, bierze w posiadanie…
Luca Guadagnino (po “Jestem miłością”, “Nienasyceni”) po raz trzeci wraca do tematu meandrów ludzkich uczuć. A przede wszystkim do jednego z najważniejszych momentów w życiu każdego człowieka. Do zagadki stanu zakochania, pierwszych erotycznych fascynacji. Tego specyficznego okresu, w którym ciało zaczyna do nas przemawiać swoim własnym językiem. Do kwestii, które się raczej czuje, niż umie nazwać. A najmniej rozumie. I czyni to z maestrią godną najwyższego podziwu! Tamte dni, Tamte noce – to jeden z tych filmów, których się nie zapomina i które zostają w nas, we wspomnieniach pewnych scen – na zawsze. Tak, jak pierwsza miłość…
* * *
To raczej głos intuicji, niż pewność… Coś, czego racjonalnie wytłumaczyć nie umiem. Ale wewnętrzny głos, z głębi mych trzewi mówi mi, że Tamte dni, Tamte noce udały się tak wspaniale, tak cudownie, tak brawurowo a jednocześnie nieskończenie subtelnie właśnie dlatego, że wziął je na warsztat Guadagnino. Reżyser – Włoch. Dziedzic kultury wysokiej, filmowiec wywodzący się z kraju, w którym umiejętność obrazowania, symbolizowania, metaforyzowania i znajdowania środków wyrazu dla zmysłowości istnienia gatunku ludzkiego sięga czasów antycznych.
Tamte dni, Tamte noce – Guadagnino maluje ręką mistrza. I słowo “maluje” wydaje mi się najbardziej odpowiednim. Bo film ten jest niczym fresk. Z użyciem pełnej palety barw, we wszystkich odcieniach, pełen niuansów, detali, symboli. Ukrytych znaczeń i metafor. Pulsuje w rytm muzyki (obłędnie wspaniała ścieżka dźwiękowa – Chapeu bas!) a czasami dojmująco wybrzmiewa ciszą, czy szeptem. Całym sobą przykuwa naszą uwagę, zawłaszcza ją, będąc przy tym niezwykle subtelnym i wyrafinowanym.
Moc oddziaływania Tamtych dni, Tamtych nocy, dosłownie zwaliła mnie z nóg! Wyszłam z kina zalana łzami, nieprzytomna z uniesienia. Z poczuciem bycia dotkniętą do żywego siłą erudycji filmowej Guadagnino i tego jak bardzo wspaniale umie on zamknąć w obrazach coś, co jest zarówno nienazywalne, jak i nie poddające się rozumowej obróbce. Jak wybitnie trafnie umie oddać w znamiennym kadrze, w mikro-dialogu, w którym nie pada ani jedno patetyczne słowo, w geście, grymasie ust, w każdym detalu swej opowieści to wszystko, co stanowi kwintesencję uczuć, zmysłów, pragnień, pożądań.
Nie byłyby jednakże Tamte dni, Tamte noce tak doskonałe, gdyby nie wspaniały scenariusz oparty o bestseller autorstwa André Acimana (książka roku 2007 według „New York Times’a”), którego autorem jest sam James Ivory. Ikona tego fachu jeśli chodzi o adaptacje literackie (“Pokój z widokiem”, “Powrót do Howards End”, “Okruchy dnia”). Sędziwy Brytyjczyk uchwycił w prozie Acimana samo sedno. A, trzeba to umieć robić wybitnie, by przekładać na ekran słowa uczuć, które tkwią “pomiędzy słowami”! To kolejny gigantyczny atut tego obrazu, bo w mojej opinii Brytyjczycy są w tej materii niekwestionowanymi mistrzami.
Nie dziwi mnie wcale, że Luca Guadagnino zainteresował się właśnie tą prozą. Jego dotychczasowa reżyserska kariera wskazuje wyraźnie na to, że w historiach, które chce nam opowiadać interesuje go szczególnie tematyka dotykająca uczuć. Tego jak się rodzą, rozwijają i dlaczego czy dzięki czemu – upadają. Gdzie potrafią nas zaprowadzić. Co przynosi nam siła zwana pożądaniem, czy też miłością. A finalnie, co zyskujemy dzięki temu, że jej ulegamy.
Oto słowa reżysera na temat jego najnowszego obrazu:
„Lubię myśleć, że film „Tamte dni, tamte noce. Call Me By Your Name” zamyka trylogię filmów o pożądaniu. Należą do niej także „Jestem miłością” oraz „Nienasyceni”. Podczas gdy w tamtych filmach pożądanie prowadziło do posiadania, opowiadały o żalu, potrzebie wolności, tak w tym filmie chcieliśmy skupić się na niezwykłej urodzie idylli młodości. Elio, Oliver i Marzia znajdują się w plątaninie młodości i miłości. Trafnie określił to Truman Capote – „Miłość nie zna geografii, nie zna więc granic”. film to także mój hołd dla ojców: mego ojca biologicznego oraz tych, którzy zaszczepili we mnie miłość do kina – Renoir, Rivette, Rohmer, Bertolucci”
* * *
Akcja Tamtych dni, Tamtych nocy rozgrywa się w rozpalonej od słońca, leniwie sennej i pięknej scenerii północnych Włoch, w roku 1983. Elio Perlman (czytajcie mi z ruchu warg: o b ł ę d n a kreacja Timothée Chalamet – nazwisko do zapamiętania! – nominowana między innymi do Złotego Globa i BAFTA za najlepszą pierwszoplanową rolę męską) ma 17 lat. Przyjechał po raz kolejny w swoim życiu na wakacje do posiadłości rodziców. Do tej pory pewnie byłyby to wakacje, jak każde poprzednie. Przyjemnie spędzone, choć nazwijmy to – przewidywalnie – u boku kochającego ojca i matki, w gronie tych samych znajomych, z miasteczka, które zna od dziecka, na zabawie, śmiechach i niewinnych flirtach z dziewczynami. Ale tego roku właśnie Elio, nastolatek – o amerykańsko – żydowskich ale też niemieckich, francuskich i włoskich korzeniach zaczyna przepoczwarzać się z dzieciaka we wczesną formę kogoś, kto zaraz będzie dorosły. Jest chłopakiem ze specyficznej rodziny. Dlatego też Guadagnino nadaje mu rys kogoś, kto jest symbolem świata, który pewne kwestie postrzega jako przynależne par excellence szerszemu spektrum oglądu kondycji ludzkiej i człowieczeństwa niż “tu i teraz”. Jego ojciec (f e n o m e n a l n y Michael Stuhlbarg, który w znamiennej scenie rozmowy z synem skradł moje serce i spowodował, że gula wzruszenia dosłownie dławiła mi gardło tłumionym przed publicznym ujawnieniem spazmatycznym szlochem) to szanowany, uznany profesor akademicki, specjalista od greko – romańskiej kultury. Matka Anella (Amira Casar) jest tłumaczką, rozmiłowaną w poezji, beletrystyce, muzyce, a przede wszystkim w kulturze i przyrodzie Italii.
Jak co roku, podczas ich wakacji, do rodziny Perlmanów przyjeżdża na kilka tygodni kolejny stypendysta ojca. Tym razem jest to doktorant ze Stanów. Ma na imię Oliver (Armie Hammer), jest młodym, dwudziestoparoletnim, wysportowanym przystojniakiem, czarującym i uwodzicielskim. Matka Elio zdaje się go bardzo lubić, a ojciec darzyć sympatią wykraczającą poza relacje profesor – obiecujący student. Miejscowe dziewczyny zaś wodzą za nim rozmaślonym wzrokiem marząc o tym, by zechciał się nimi zainteresować…
To wszystko dla Elio jest z początku więcej niż irytujące. Co w urokliwie – zabawnej scence puentuje jednym słowem: “uzurpator”. Chłopak cedzi je ze złością, gdy rodzice każą mu oddać gościowi na czas pobytu zajmowany dotąd pokój. Jest też Oliver w jego oczach zrazu (pomimo wiedzy, którą zabłysnął przed jego ojcem, ogólnej bystrości i inteligencji) jednak przedstawicielem świata, do którego kultura wysoka – jak delikatnie sugeruje Guadagnino – została zapożyczona. Z Europy. I w codziennym życiu mieszkańców USA (w przeciwieństwie do rodziny Elio) raczej nie funkcjonuje. Reżyser jest delikatny i zaledwie nam je zarysowuje, ale na tyle wyraźnie jednak, by uwypuklić wszystkie subtelności różnic w światach, w których Elio i Oliver na codzień się obracają. Objawiają się w niby to „drobnostkach” (a czyż nie właśnie one odróżniają kulturę wysoką od jej braku?). Oliver na przykład nigdy nie mówi “do zobaczenia” gdy się żegna, opuszcza towarzystwo, czy odchodzi do swoich spraw. Każdą z tych sytuacji kwituje zawsze luzackim “later” (co możemy uznać za „nara” jako odpowiednik w polskim). A zaproszony do wspólnego śniadania na tarasie, z rodziną, u której gości, podane mu jajko na miękko rozwala łyżeczką w sposób, który więcej mówi o różnicach w wychowaniu między nim, a jego gospodarzami niż powiedziałyby najdłuższe opisy i dialogi.
Wzajemna fascynacja Elio i Olivera będzie na naszych oczach rosnąć, dojrzewać, rozwijać się, powoli acz gwałtownie i nieubłaganie…
Oliver zdaje się być zaintrygowany i oczarowany Elio od samego początku. Bo młodzieniec, któremu ledwo sypnął się wąs – reprezentujący ledwo rozkwitłą urodę, przede wszystkim emanuje dojrzałością intelektualną, erudycją, ogładą jak i poziomem wiedzy – które znacznie wykraczają poza to, czego można się spodziewać po 17-sto latku. Nawet z tzw. dobrego domu. To wszystko czyni go w oczach przybysza z USA fascynującym, tym bardziej, że uosabia “owoc zakazany”. W końcu to syn profesora, u którego robi doktorat i którego jest gościem, traktowanym niemalże jak rodzina.
Te dwa światy, które się przyciągają i odpychają zarazem – stanowią główny wątek mistrzowskiej opowieści filmowej Guadagnino. A jest to najbardziej uniwersalnie ludzka z możliwych kanw. Elio i Oliver będą tańczyć taniec wzajemnej erotycznej fascynacji w rytm “jeden krok w przód, dwa kroki w tył” przez większość Tamtych dni, Tamtych nocy…
Ale dzięki Luce Guadagnino opowieść ta przeistacza cały banał i zwyczajność sytuacji starej jak świat, zwanej “nieporadnością pierwszej miłości” w historię piękną i najprawdziwszą z prawdziwych. W uniwersum tego wszystkiego, co każdy z nas przeżył, kiedy zetknął się z siłą własnej cielesności. Doznał siebie jako “ciała, które przemawia”…
Elio nie rozumie tego co się z nim dzieje, jest tylko siedemnastolatkiem. Chce się bawić i żyć pełnią życia, jak każdy w jego wieku. Jego rozbudzona seksualność zadaje mu dziesiątki pytań, na które nie znajduje odpowiedzi. Choć ma tak dużą wiedzę. Choć tak wiele czyta czy nauczono go rozumieć. Choć ma kogo zapytać. Ale – jak każdy w jego wieku – staje się przede wszystkim zakładnikiem swojego ciała, które go kłopocze, ambarasuje. Sam nie wie, co mu mówi, i na co de facto reaguje. Czuje w sobie nieznaną do tej pory moc pożądania, siłę libido, która nęka go obsesyjną pogonią za jej źródłem, ale „rozumowo” wzdraga się na myśl, że mogłaby go ona “ciągnąć ku mężczyźnie”…Ta siła nim miota, dosłownie i w przenośni. I to, w jaki sposób Guadagnino umie ją zobrazować, jak wybitnie potrafi zmetaforyzować cielesność człowieka wymykającą się jego rozumowi – jest porażającym dowodem jego dojrzałości artystycznej! (zapamiętajcie słowo klucz: brzoskwinia)
Dlatego też, choć Oliver go fascynuje bardziej niż sam by chciał przed sobą przyznać, romansuje w czasie tych wakacji z dziewczyną o imieniu Marzia (Esher Garrel), którą zna od dawna, którą spotyka od lat, która jest fajna, którą szczerze lubi i której chętnie by oddał swoje serce. Ale jak się ma 17 lat – oddawanie serca jest pojęciem, którego nie można pojąć inaczej niż na sposób cielesny…
Guadagnino przepięknie opowiada nam historie Elio i Olivera, kamera przygląda się im niejako z dystansu, skupiając się często w kadrach na tych momentach, które doskonale oddają dwuznaczność ich relacji. Jej dychotomie uczuciową, złożoność emocjonalną. A przede wszystkim to, że choć żaden z nich nie jest w stanie zwerbalizować swoich uczuć wobec drugiego, magnetyczne przyciąganie się ich ciał – czyni to niejako za nich. Guadagnino – jeszcze raz podkreślam – po mistrzowsku buduje napięcie seksualne i pożądanie, które miedzy nimi rośnie i nabrzmiewa, niemalże wychodzi z ekranu ku nam, niemalże możemy go dotknąć.
Reżyser wybitnie doskonale oddaje nieuchwytną słowami nić, jaka buduje się między bohaterami, którzy przez długi czas testują swoje wzajemne uczucie, odmawiając sobie pozwolenia na jego zrealizowanie się. Nie da się jednak przed nim uciec.
Ale to, co mnie poruszyło szczególnie mocno w Tamtych dniach, Tamtych nocach – to fakt, że de facto nie o cielesność, pożądanie i (homoseksualną) seksualność w tej historii miłosnej chodzi. Oliver jako starszy cierpliwie czeka na moment, gdy ten młodszy zrobi krok w jego stronę. Bo, to co jest dla niego istotniejsze od seksu jako takiego, to zbudowana intymność, więź emocjonalna i intelektualna z Elio. Rodzaj porozumienia, które stworzyli i które ich wakacyjny romans uczyniły wnioślejszą niż „cielesna żądza” (co doskonale oddaje i symbolizuje tytuł oryginalny filmu “Call Me by Your Name” – szkoda, że nie wykorzystany w polskiej wersji).
I w tym kontekście obraz ten dołącza do filmów najwspanialszych, takich jak „Tajemnica Broakback Mountain” czy „Carol”, a nie najlepszych z grupy, która etykietuje się jako „LGBT”. A której to etykiety szczerze nie znoszę. Sztuka filmowa, jak każda inna – dzieli się moim zdaniem na tę, która jest uniwersalna, wielka i ponadczasowa w obrazowaniu natury człowieczeństwa – i tę, która dla swego artystycznego uprawomocnienia musi używać „nalepek”. Ale życie ludzkie, a z pewnością ludzka zmysłowość, cielesność, żądze i pragnienia – to nie jest kwestia etykiety. I chwała Guadagnino, że się w swoim pięknym, do głębi humanistycznym filmie o miłości – tej koncepcji nie kłania!
To raczej opowieść o tym, że jeśli idzie o miłość, o naszą ludzką zmysłowość i cielesność – wszyscy jesteśmy wobec niej bezbronni. Jest siłą, która się nam objawia w prawdzie ostatecznej, zwanej pożądaniem, które niejako “samo się staje”. Nie mamy nad nim kontroli i nic jest w stanie uchronić nas przed jego ‘wezwaniem’. Ani wiedza, ani erudycja, ani doświadczenie. To, “coś” za czym jedynie możemy chcieć zaryzykować – aby podążyć. I jest w tym podejściu coś pierwotnie pięknego, czystego i wzniosłego. Niczym rozważania filozoficzne. A co staje się bardziej zrozumiałe, jeśli przyjrzymy się naszemu gatunkowi i jego historii od czasów antycznych. To one dają nam pewien najgłębszy rodzaj wejrzenia w prawdę o nas jako ludziach. Która – jeśli pozwolimy się dać jej porwać „tu i teraz” – daje poczucie ekstatycznego szczęścia i spełniania, choćby na chwilę, na jedno upojne wspomnienie upalnego lata…
*** Zdjęcia wykorzystane w tekście oraz cytat pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu Tamte dni,Tamte noce na rynku polskim: UIP Polska.
Pingback : Kultura Osobista LADY BIRD | Kultura Osobista
Pingback : Kultura Osobista TIMOTHEE CHALAMET-świat oszalał na jego punkcie :-)... | Kultura Osobista
Pingback : Kultura Osobista THE SWIMMING POOL in photography... | Kultura Osobista
Pingback : Kultura Osobista American Film Festival - wszystkie stany kina! - edycja 9. | Kultura Osobista
Pingback : Kultura Osobista SUSPIRIA | Kultura Osobista
Pingback : Kultura Osobista MÓJ PIĘKNY SYN | Kultura Osobista
Pingback : Kultura Osobista W DESZCZOWY DZIEŃ W NOWYM JORKU | Kultura Osobista
Pingback : Kultura Osobista KRÓL | Kultura Osobista