22
kwi
2025
12

TÁR 

TÁR (TÁR), Reż. Scen. Todd Field, Obsada: Cate Blanchett, Nina Hoss, Noémie Merlant, Sophie Kauer, Mark Strong, Julian Glover, USA, 2022

Tytułem wstępu:

Prawie 20 lat temu, bo w 2006 roku Todd Field współtworzył scenariusz i wyreżyserował film pt. „Małe dzieci”, z udziałem Kate Winslet i Patrick’a Wilson’a. Do dziś pamiętam jak gigantyczne wrażenie zrobił na mnie ten obraz. Aż trudno uwierzyć (zważywszy na to jak bardzo dojrzałe narracyjnie i fenomenalnie zrealizowane jest to dzieło), że była to dopiero jego druga praca fabularna. Ten reżyser i scenarzysta w jednym to ciekawy przypadek filmowca – zwłaszcza amerykańskiego. Dla robienia filmów porzucił aktorstwo i obsesyjnie strzeże swojej prywatności – nie ma o nim praktycznie żadnych doniesień w mediach pozabranżowych. Może dlatego – choć filmy robi rzadko – są tak bardzo udane… 

Z pewnością kochają go amerykańscy krytycy filmowi, ale już gremia rozdające w tym kraju nagrody – niekoniecznie. Nihil novi. Na filmach Field’a producenci nie zarabiają kroci. Do tej pory był nominowany do Oscara aż sześć razy, na nominacjach się skończyło.

Stawiam tezę, że Field jest tym typem osobowości kina, która „nie klęka”. Jak nie robi filmów, to reżyseruje klipy video, krótkie metraże i pojedyncze odcinki produkcji serialowych. Wszak rachunki nie płacą się same. Takich twórców szanuję najbardziej. Nie tylko niesprzedajny, ale także pozbawiony megalomanii…

*   *   *

TÁR miał premierę na 79. MMF w Wenecji, gdzie spotkał się z entuzjastycznym przyjęciem. Stał się dopiero czwartym filmem w historii kina, który został uznany za Najlepszy Film Roku jednocześnie przez: Nowojorskie Stowarzyszenie Krytyków Filmowych, Los Angeles Film Critics Association, Londyńskie Koło Krytyków Filmowych oraz Narodowe Stowarzyszenie Krytyków Filmowych. Otrzymał sześć nominacji do Oscara (w tym w kategoriach najlepszy film, najlepsza reżyseria i najlepszy scenariusz  oryginalny oraz najlepsza żeńska rola pierwszoplanowa). W sumie otrzymał ponad 80 światowych nagród (w tym Złotą Żabę za zdjęcia dla Floriana Hoffmeistera na Camerimage) i prawie 300 nominacji do najważniejszych z nich. Lepiej w nagrodach powiodło się z TÁR Cate Blanchett, która w kreuje tym obrazie rolę główną (m.in. Puchar Volpi’ego na MFF w Wenecji, Bafta, Critics Choice Awards oraz  Złoty Glob). I napiszę to od razu w tym miejscu. To że jest to aktorka wielka – wiemy wszyscy i to od dawna. Ale ten film stoi na jej roli! W zasadzie – cały. I jest to rola olśniewająca! A co więcej – jeżeli chciecie znać moje zdanie – a nie sadzę tak zbyt często –  to kreacja, której moim zdaniem nikt inny niż Blanchett nie byłby w stanie zagrać tak genialnie!

Dla mnie dowodzi to faktu, że Field jako były aktor rozumie więcej niż doskonale kwestię najbardziej ulotną, delikatną, trudną i złożoną, z której zbudowany jest szkielet postaci w scenariuszu filmowej opowieści. Abyśmy wierzyli w osobę, której „życie” oglądamy na ekranie  – nie wystarczy zatrudnić aktora czy aktorki „z nazwiskiem” ani nawet uchodzącego za „wybitnego”. Trzeba wiedzieć czy raczej czuć to „coś” – czego opisać się nie da. Dopasowanie osoby do roli, w której widz odnajdzie całkowite współbrzmienie z tym, kim dany aktor staje się na ekranie – jest najwyższym stopniem wtajemniczenia kinematograficznego. Zresztą reżyser podkreślał w wielu wywiadach, że pisał scenariusz do tego obrazu z myślą o Blanchett i że gdyby nie jej zgoda na udział – film by nie powstał. 

Po raz kolejny – muszę pochylić czoła przed talentem i przenikliwością Field’a. 

*   *   *

TÁR opowiada o kobiecie uchodzącej za wybitną. Kobiecie, która wydaje się nam zrazu kimś, kto jakimś cudem „wymknął się” z potrzasku patriarchatu, najprawdopodobniej dzięki swojemu wybitnemu talentowi i determinacji w dążeniu do tego by go pokazać światu… W zasadzie już początkowe sceny naprowadzają nas na tor myślenia o Lydii Tár, że musi być niemalże naznaczona geniuszem przez Boga – skoro zaszła tak daleko w świecie, w którym lista największych nazwisk składa się w 99 % z mężczyzn…Lydia jest sławną dyrygentką, zatrudnioną w jednej z największych i najlepszych orkiestr symfonicznych w Niemczech. 

Akcja filmu obejmuje kilka miesięcy z jej życia, które poznajemy w momencie jej zawodowego szczytu. Uważam, że zabieg narracyjno-realizacyjny jaki zastosował Field wprowadzając nas w opowieść o swojej bohaterce w pierwszej kluczowej scenie, w której Tár udziela wywiadu samemu Adamowi Gopnik’owi (jednemu z najważniejszych i najbardziej wpływowych eseistów i dziennikarzy, związanemu od lat z „The New York Times”) dowodzi tego, że reżyser doskonale dobrze rozumie mechanizmy, jakie towarzyszą ludziom sztuki w ich karierze medialnej. Ta scena bowiem ustawia cały film – jednoznacznie sugerując, że mamy do czynienia z wysokim C  w rejestrach zwanych „uznaniem i prestiżem”. Dyrygentka  jest w niej porażająco wręcz onieśmielająca jako rozmówczyni: ubrana w szykowny, szyty na miarę garnitur, mówiąca ze swadą, pewnością siebie, wielką erudycją, emanująca dogłębną wiedzą i polotem. Sprawia wrażenie niepodważalnego autorytetu, a nie kogoś, kto w innym wypadku mógłby się wydawać wręcz odstręczająco arogancki. Dowiadujemy się, że aktualnie nie tylko że przewodzi orkiestrze berlińskiej, nagrywa płytę – pracuje nad interpretacją symfonii Mahlera – uchodzącej za dzieło arcytrudne, ale także prowadzi zajęcia ze studentami i promuje autobiograficzną książkę. Próba jaką podejmuje dziennikarz aby zburzyć pomnikowe wręcz wrażenie jakie robi Tár na licznie zgromadzonym w sali koncertowej audytorium, wpatrzonym w nią z nabożnym uwielbieniem – nie powodzi się. Zaczepno-ironiczne pytanie dziennikarza, czy dyrygentka nie sądzi, że tytuł jej książki „Tár on Tár” to jednak nie przejaw megalomanii bohaterka zdaje się znosić lekko, i pozornie z dystansem do siebie, by dalej skupiać się na tym aby wypaść jako osoba o nieskazitelnym wizerunku wybitnej profesjonalistki i się jej to udaje.…

Od tego momentu Field robi zwrot scenariuszowy ku rysowaniu postaci od strony tej, o której wielbiący ją melomani – znający jedynie jej skrzętnie i za duże pieniądze budowany wizerunek publiczny – nie mają pojęcia. Dowiadujemy się co nieco o jej życiu prywatnym, ale przede wszystkim Field skupia się na tym by pokazać Lydię w tych miejscach i kontekstach, gdzie nie ma dostępu publiczność, media i sztab PR’owców. Obsesyjna perfekcjonistka, kobieta żyjąca w świecie poukładanym i ułożonym wokół siebie i pod siebie w każdym jego wymiarze, łącznie z prywatnym – nie wygląda już tak pomnikowo jak w scenie wywiadu. Możemy zobaczyć, że Tár jest despotyczna, kapryśna, przyzwyczajona do tego, że inni się jej bezwarunkowo podporządkowują. Bardzo chętnie i z ewidentnym poczuciem, że jej się to należy – korzysta z wszelkich przywilejów swojego statusu, w tym finansowego. Jeździ uber drogim samochodem, zatrzymuje się w wyłącznie w luksusowych hotelach, jada w najdroższych restauracjach, mieszka bajecznie. Ba! nawet – choć jej dom jest olbrzymi – posiada także pied-à-terre, wyłącznie do swojego użytku, gdyż w tym, dzielonym z partnerką i wspólnie wychowywaną córeczką – nie ma odpowiednio „komfortowych” warunków do tworzenia i refleksji nad sztuką…

TÁR to opowieść o tym, co zawsze mnie fascynowało – czyli procesie „zdejmowania bohatera z pomnika”…Otrzymujemy zatem swego rodzaju studium przypadku. Pełnokrwisty portret postaci pełnej sprzeczności i paradoksów, tajemnic i ukrywanych przed światem sekretów. Scenariusz Field’a jest dopieszczony w najmniejszych detalach, co budziło mój bezbrzeżny  szacunek przy oglądaniu tego obrazu. Genialnie wpisuje fikcyjną (było nie było) postać w całkowicie aktualne i współczesne konteksty świata i środowiska muzycznego, w jakim obraca się ktoś pokroju jego bohaterki. Field robi to tak doskonale, że aż dziw, że Lydia Tár to nie prawdziwa postać, o której reżyser zapragnął zrobić film.

A przy okazji pokazuje nam także „prawdziwe oblicze” protagonistki.  

*    *    *

Gdyby TÁR nie było filmem bazującym na scenariuszu  zrealizowanym przez kogoś o równie wielkim talencie, erudycji, jak też i dystansie do siebie samego jako twórcy – myślę, że mogłaby to być niestrawna dwuipółgodzinna „artystowska męczarnia”. Tymczasem Todd’owi Field’owi udało się w sposób absolutnie wspaniały zająć bez moralizatorstwa i oceniania tematem potężnym – a dręczącym współczesną cywilizację i kulturę. Czy czyjaś wielkość zawodowa i wybitny talent to „coś” – w imię czego inni ludzie powinni lub muszą cierpieć? Gdzie przebiega granica przyzwolenia i linia demarkacyjna oddzielająca to co dopuszczalne od tego co niewybaczalne? 

Czy wizjonerstwo artystyczne uwzniośla i usprawiedliwia skrajny narcyzm i egoizm? 

I czy „prawdziwy artysta” to ktoś komu się wszystko wybacza? Niejako en passant zatem obraz ten zadaje także pytania o kwestie stereotypizacji atrybutów „kobiecości” i „męskości” – rozumianych nie poprzez pryzmat płci biologicznej, a raczej jako formuła funkcjonowania społecznego, określana poprzez to co jest płci przypisane jako konwenans i konwencja.  

Field nie ucieka także przed pytaniem o konsekwencje i reperkusje tzw. culture cancel… 

*   *   *

Kryzys w życiu Lydii Tár pojawia się znienacka. Bohaterka nie jest na niego przygotowana. Nagle dają o sobie znać konsekwencje zakończonej wiele lat temu relacji z niejaką Kristą, dawną podopieczną dyrygentki w programie wspierającym młode, utalentowane muzyczki. Pojawia się także postać młodej rosyjskiej wiolonczelistki Olgi (Sophie Kauer), która przykuwa uwagę Lydii. Widzimy, że dużo starsza od niej dyrygentka ewidentnie jest nią zauroczona. Niesmak budzi to, że zaczyna ją faworyzować – kosztem innych i to znacznie lepszych i doświadczonych muzyków w orkiestrze. Korozji zaczynają zatem ulegać także jej relacje z dwiema innymi, najbliższymi jej kobietami: żoną Sharon (Nina Hoss), która jest jednocześnie pierwszą skrzypaczką w prowadzonej przez nią berlińskiej orkiestrze, a także z Francescą (Noémie Merlant) osobistą asystentką Tár i aspirującą dyrygentką.

Pytanie, ile razy i jak bardzo Lydia w swoim życiu nadużyła władzy i upokarzała ludzi, których kariera bezpośrednio zależy od jej opinii – ciśnie się samo na usta… 

Pozornie Tár – to postać  – która jest tak skupiona na sobie, że wydaje się być zupełnie nieporuszona tym, jaki wpływ relacje z krzywdzonymi ludźmi mogą mieć na jej życie – a szczególnie – zawodowe. Jednak to jedynie pozory. 

Clue opowieści o TÁR stanowi zatem perspektywa – nie ta, którą mamy my – jako widzowie. Tylko ta, z której Lydia Tár – widzi siebie samą w sytuacji, gdy na jej nieskazitelnym wizerunku zaczynają  się pojawiać rysy i pęknięcia…

Historię tę interpretuję jako opowieść o zaprzeczeniu i wyparciu – jakie często towarzyszy ludziom o tak wybujałym ego jakie obserwujemy u bohaterki obrazu. 

To film, który jest mocny w wymowie i uderza silnie – ale robi to na chłodno. Jest w nim bowiem cała gama skrywanych i tłamszonych emocji i intelektulanego namysłu nad postacią, której nie da się szybko i jednoznacznie zaklasyfikować. Lydia Tár jest jednocześnie imponująca, wielka, jak i odpychająca, a czasami wręcz śmieszna. Wierzymy, że jest wybitnie utalentowana, ale gdy ją poznajemy „z bliska” – nie umiemy już patrzeć na nią z pozycji klęcznej i z nabożnym podziwem. Bo tak bardzo przesiąknięta jest uwielbieniem dla własnej legendy i mierżąca w całkowitej niemożności spojrzenia na siebie oczyma innych ludzi. To portret kobiety tak zapatrzonej w siebie, że wszystko, co nie jest dla niej istotne – znika z kadru. Aż do momentu, gdy nie da się już tego ignorować.

Być może, w przypadku sportretowanej w TÁR postaci, ale od innego reżysera byłby to film, który łatwo byłoby zaprząc w dyskurs o #Metoo – tylko à rebours, gdyż czyniący kobietę – predatorem. Nie odbieram go jednak w ten sposób. Dla mnie to znacznie bardziej przenikliwie skonstruowana opowieści o człowieku, który postawił się na pozycji na której człowiek stawać nigdy nie powinien. A to że jest to kobieta –  przydaje mu w moich oczach jedynie intelektulanego polotu, bo przecież jest dla mnie oczywiste, że płeć w tym przypadku ma znaczenie drugorzędne. Świat jaki zbudowała sobie Lydia Tár to luksusowy raj – z którego w końcu zostaje wygnana – za swoje winy. Field sugeruje, że zgubiła ją wiara w to, że ona – to JEJ wielka sztuka. A ta jest czymś co nie podlega miarom ludzkim, a raczej sytuuje twórcę w pozycji „demiurga”. Ale my wiemy, że to nieprawda – bo wielkość sztuki nie polega na tym, że życie innych ludzi musi w jej imię iść na przemiał. Todd Field tylko w tym względzie staje na twardym stanowisku. Żadne dzieło nie jest tego warte i tak odbieram sceny końcowe jego obrazu. Bohaterka nie umie odnaleźć satysfakcji dla swego „ja” w żadnej innej roli niż demiurg. I z pewnością święcie wierzy w to, że cel jakim jest chwała i wielkość w sztuce – uświęca wszelkie środki. Pycha kroczy przed upadkiem. A dzieło życia może okazać się czymś, co jednak podlega rozliczeniom. Bohaterka zostaje pokonana przez większe monstrum niż ona sama, a którego moc – jak się jej zdawało – będzie umiała ujarzmić. To czas. Wszystko wie, i wszystko rejestruje. O niczym nie zapomina, nie wie co to emocje, miłość, żądze i pragnienia, nie zna uczucia litości. Nigdy się nie zatrzymuje i rozlicza każdego. A najbardziej okrutny jest dla tych, którzy go lekceważą. Bo nie każde dzieło i nie każdy twórca trwa wiecznie… 

 

Leave a Reply