12
kwi
2015
101

TURYSTA

TURYSTA (Force majeure). Scenariusz i reżyseria: Ruben Ostlund. Wyk. Johaness Kuhnke, Lisa Loven Konsgli, Clara Wettergren, Dania/Francja/Norwegia/Szwecja, 2014

turysta.fin

Z Turystą miałam na początku kłopot. Najpierw dziwiłam się, że film zatytułowany oryginalnie “Force majeure” (po francusku “siła wyższa”) jest dystrybuowany po tak odmienną nazwą. Potem słyszałam o nim rozbieżne opinie osób go oglądających, w tym takie, że jest to czarna komedia. Postanowiłam zatem sprawdzić sama. I nie żałuję. Nie znalazłam w Turyście –  zaznaczam to od razu – nic śmiesznego. Być może dlatego, że zbyt dużo dla mnie w nim tego, co cytując klasyka, więzi mi przy oglądaniu tego typu obrazów śmiech w gardle: “z czego się śmiejecie? Z siebie się śmiejecie”…

Z pewnością jest to film z gatunku takich, które Skandynawowie robią doskonale. U nich bowiem mrok i ciemne strony ludzkiej natury zazwyczaj ukrywają się tam, gdzie nikt się ich nie spodziewa. Powierzchowne poczucie stabilizacji i bezpieczeństwa, które niespodziewanie zostaje zachwiane wtedy, gdy nic na to nie wskazuje, to także jeden z motywów, które drąży od lat w swojej twórczości Michael Haneke.

Turysta to obraz dobry, a nawet bardzo dobry. Dość powiedzieć, że zdobył prestiżową nagrodę na Festiwalu Filmowym w Cannes: “Une certain regard”. Był nominowany także do Złotych Globów oraz nagrody Bafta w kategorii “najlepszy film nieanglojęzyczny”. Całkiem nieźle, jak na dzieło reżysera, który ma w dorobku, łącznie z tym tytułem, jedynie trzy fabuły.

Ale, wróćmy do sedna. Turysta zaczyna się całkowicie banalnym wstępem narracyjnym. Oto para małżeńska: Ebba i Tomas, oboje młodzi dość, ładni dość i zamożni nawet więcej niż dość. Mają dwoje dzieci – idealnie: chłopca i dziewczynkę. No, naprawdę śliczny to obrazek, nieprawdaż?! I jeszcze na dodatek, właśnie sobie z rodzimej Szwecji, przyjechali na 5-cio dniowy wypad wakacyjny we francuskie Alpy, do hotelu 5-cio gwiazdkowego. Stać ich, a co!

Apartament – boski, góry i warunki narciarskie – bajka! Żyć, nie umierać!

Aż tu nagle – w tej “słitfociowej” rzeczywistości robi się wyrwa. W trakcie sielankowego wręcz – jakby się zdawało – lunchu spożywanego rodzinnie w jednej z hotelowych restauracji, na tarasie widokowym, dochodzi do pewnego wydarzenia. Między cmokaniem nad smakowitością menu, a podziwianiem spektakularnych warunków jego spożywania, niespodziewanie z gór zaczyna schodzić lawina. Pierwszą reakcją Tomasa  jest zachwyt,  połączony rzecz jasna z uwiecznianiem zjawiska na iphonie. W końcu lawina to nie takie byle co i nakręcony filmik nie tylko można wrzucić na Fejsa albo Instagram, a i pamiątka pozostanie na wieki. Aż się prosi, żeby to doświadczenie skwitować słynnym sloganem pewnej marki kart kredytowych: “bezcenne”!

Owszem, widok jest spektakularny, ale z każdą sekundą potęguje jednakże w Tomasie zgrozę. Bo choć pociesza zarówno siebie jak i rodzinę, że to tzw. lawina kontrolowana, wywoływana specjalnie w kurortach tego typu, które bądź co bądź, żyją z turystów jedynie kilka miesięcy w roku i na żadne zagrożenia ze strony natury nie mogą ich przecież narażać – w pewnym momencie wydaje się być niestety taką, która wymknęła się spod kontroli. I zaraz stanie się tytułową “siłą wyższą”, która właśnie zmierza ku Tomasowi i jego rodzinie, by ich zmieść z powierzchni tego jakże wygodnego i zamożnego świata, w którym przebywają.

Taka sytuacja, to właśnie ta, w której pojawia się dojmująco realne pytanie o to, co powinien zrobić ojciec rodziny i mąż. No właśnie, co? Co przychodzi wam na myśl, kiedy myślicie o tym hipotetycznie: co by było gdyby?

Bo kiedy gigantyczny masyw śniegu płynnie zmierza w stronę restauracyjnych stolików, piętrząc się przed jego oczami na wysokość 50 metrów – Tomas porywa telefon i narciarskie rękawiczki i ucieka. Na oślep, przed siebie, byle dalej, zostawiając drącego się wniebogłosy z przerażenia synka i zdrętwiałą z przerażenia żonę i córkę.

To, co Turysta przedstawia dalej, jest już jedynie konsekwencją tego wydarzenia. I trzeba to przyznać: Ruben Ostlund opowiada nam tę historię w sposób przemyślany i kierując się pewna tezą, co jest najmocniejszą stroną jego obrazu.

Symbolika znaczenia słowa “turysta” nabiera mocy i okazuje się jednak słusznie wybranym tytułem dla tego filmu. Bowiem obraz ten fantastycznie metaforyzuje to wszystko, co myślimy i co kołacze się nam po głowie, gdy słyszymy to słowo. Turysta to przecież ktoś, kto jest przejazdem, kto bez względu na to gdzie by nie był i w jakim kontekście obecnie się znajduje – nie jest w tym w żaden sposób zanurzony. Nie dedykuje się ani otaczającym go ludziom, ani miejscom. Niczego istotnego nie wnosi i nie pozostawia po sobie żadnych znaczących śladów. Jest jedynie pochłaniaczem jakiś wrażeń, będącym w jakiejś “roli”, doznającym pewnych przyjemności, skrojonych na miarę zasobności portfela. Kimś, kto nie za wiele się zagłębia, ani w siebie ani w rzeczywistość. Niczego nie eksploruje. Z niczym się nie identyfikuje. Nie posiada refleksji i nie ma potrzeby by się im poddawać. Wie tyle ile trzeba, to co sobie wyobraża, że robi się w takiej sytuacji i miejscu, gdzie się właśnie znalazł. Bo przecież i tak zaraz wróci tam skąd przybył, do swoich utartych ścieżek i kolein.

Tak, Turysta to doskonały tytuł dla tego filmu. Filmu o facecie, który zostaje poniekąd zmuszony przez „okoliczności przyrody” do zweryfikowania tego kim jest dla swojej rodziny, roli jaką w niej pełni. Do zmierzenia się z tym, co to znaczy “być rodziną” a nie “mieć rodzinę”. To doskonała diagnoza i wiwisekcja roli, w której mężczyzna może się obsadzić w życiu będąc zarówno czyimś partnerem, jak i ojcem.

Bo przecież w obrębie tzw. rodziny można również przeżyć życie jako “turysta”. Obraz ten świetnie to pokazuje – świat mężczyzny, który swoje życie rodzinne sprowadził głównie do formy zapewniania jej bezpiecznego kokonu, będącego metaforą zamożnego, cywilizowanego i zachodniego świata. Świata wygodnej egzystencji i najnowszych technologii. Świata grzecznych formułek, w których frustracje i lęki są zamiatane pod dywan, fasady budowanej ze słów bez znaczenia, formy nie niosącej za sobą żadnej treści i doświadczeń fundowanych na bazie możliwości nabywczej.

Tomas reprezentuje to, w czym człowiek może ugrzęznąć na wieki, jeśli nie znajdzie się jakaś “siła wyższa”, która zmusi go do weryfikacji siebie, tego kim jest naprawdę i roli w jakiej się obsadowił.

Natura – zdaje się mówić Ruben Ostlund – to coś, co jest najbardziej pierwotne w nas jako gatunku. Ewolucja wypracowała dwa najczęstsze sposoby reakcji na zagrożenie: ucieczkę lub atak.

Turysta fantastycznie puentuje ten naukowy fakt – mówiąc: samice bronią potomstwa i jego bezpieczeństwa za wszelką cenę, samce zaś ruszają do ataku, gdy zagraża im niebezpieczeństwo. Tak było od wieków. Ale czy jest nadal?

You may also like

KIEDY NADCHODZI JESIEŃ
W POKOJU OBOK
KNEECAP
KONKLAWE

2 Responses

  1. Pingback : Kultura Osobista FILMY NA KTÓRE CZEKAM W 2017 | Kultura Osobista

  2. Pingback : Kultura Osobista THE SQUARE | Kultura Osobista

Leave a Reply