UKRYTY MOTYW
UKRYTY MOTYW (Vogter) Reż.Gustav Möller, Scen. Emil Nygaard Albertsen & Gustav Möller, Obsada: Sidse Babett Knudsen, Sebastian Bull, Dar Salim, Marina Bouras, Olaf Johannessen, Szwecja / Dania, 2024
UKRYTY MOTYW to doskonała propozycja dla wszystkich tych, którzy od kina oczekują pożywki intelektualnej i wspaniałych kreacji aktorskich. I choć jest to obraz nieidealny pod względem scenariuszowym – świetnie buduje napięcie i trzyma w nim widzów do końca. Ukryty motyw nie jest bowiem jedynie thrillerem. To znacznie więcej – skandynawskie kino moralnego niepokoju…
Tytułem wstępu:
Szwedzki reżyser Gustav Möller w roku 2018 – mając niespełna 30 lat, zadebiutował w fabule obrazem „Winni”. I był to film tak doskonały, że wszystkim spadły buty z wrażenia (łącznie ze mną). Trudno aby było inaczej. W tym uber niskobudżetowym obrazie, nakręconym w jednym pomieszczeniu zgadzało się dosłownie wszystko, na czele z brylantowym scenariuszem i dialogami, grą aktorską i montażem. Ale przede wszystkim – powalające było to jak udało się komuś, kto miał znikome doświadczenie reżyserskie na koncie zbudować napięcie na poziomie mistrzowskim i to za przysłowiowe pięć złotych, a nie za miliony dolarów…
Nie ja jedna zapamiętam to nazwisko i ten film na zawsze. I z pewnością nie ja jedna padłam ofiarą psychologicznego prawidła, które nakazywało mi oczekiwać, że kolejny film Möller’a będzie tak samo wspaniały, albo nawet i lepszy…Tymczasem Ukryty motyw, do którego reżyser napisał scenariusz po raz kolejny w tandemie z Emilem Nygaard’em Albertsen’em – nie dorównuje poprzednikowi w precyzji realizmu sytuacyjnego, ale (za to?) zajmuje się (po raz kolejny) kwestią poczucia winy w sposób znacznie bardziej złożony i wiarygodny z psychologicznego punktu widzenia! Nikt nie lubi o tym mówić głośno, więc zrobię to ja. Poczucie winy dla naszego gatunku jest kwestią niezwykle istotną, ba! immanentną. Choć teraz ma wyjątkowo złą passę i czarny PR. Żyjemy w świecie, który „nakazuje” nam się nie wstydzić niczego i z żadnego powodu poczucia winy nie odczuwać. Ale jak to bywa z tego typu kwestiami – łatwo wylać dziecko z kąpielą. Poczucie winy to bardzo skomplikowany konstrukt psychologiczny. Potrafi dokonywać potwornych spustoszeń w psychice tych, którzy nim żyją, gdy został im wdrukowany niejako „siłą” (przez społeczeństwo, rodzinę, wyznawaną wiarę, etc.). Potrafi „pastwić się” latami nad tymi, którzy uważają, że powinni go odczuwać bo tak nakazują normy społeczne. Ale najgroźniejszy jest jego całkowity brak, zwłaszcza wtedy gdy prowadzi do wykroczeń przeciwko prawu…
Dlatego też, osobiście odbieram Ukryty motyw jako bardzo udaną próbę zobrazowania kwestii, jakie zazwyczaj (jeżeli nie zawsze) umykają wszystkim z pola widzenia. Zaręczam Wam, że dzieje ludzkości wyglądałyby całkowicie inaczej – gdybyśmy umieli rozpoznawać ludzi motywowanych przez poczucie winy i wstyd, jak i tych, którzy jedynie udają, że te odczucia są im znane…
Poczucie winy to gigantyczna siła sprawcza. Napędza nasze działania i wpływa na podejmowane decyzje, najczęściej w zawoalowany sposób, bo to jedno z tych uczuć, które żyje w ukryciu, skrzętnie przez swoich właścicieli maskowane i tłumione. Jest niczym kameleon. Nieustannie zmienia barwy i pozostaje nieuchwytne. Większość ludzi nim powodowana zazwyczaj, dodatkowo, je wypiera lub sublimuje. Bo wstyd to odium. I monstrum, które rośnie w siłę i pęcznieje – tym bardziej – im bardziej jest ukrywane i nie wypowiadane na głos…
* * *
Jak stwierdził kiedyś historyk filmu i krytyk filmowy Tadeusz Lubelski
Moralny niepokój jest tkanką podstawową dla kina w ogóle, bo niepokój to konflikt, to walka interesów. Z kolei moralność to walka dobra i zła, czyli takie podstawowe składniki każdego filmu…
Przytaczam słowa autorytetu, bo się z nimi zgadzam. To że padły przy okazji dyskusji polskiego środowiska filmowego lat 70-tych o definicji jaką finalnie przyjęto dla pewnej grupy filmów i filmowców robiących kino „moralnego niepokoju” – ma tu znacznie drugorzędne. Do filmu Ukryty motyw pasuje jak ulał.
Ukryty motyw to obraz, który w centrum swojej narracji stawia zagadnienia moralne i etyczne, jakie związane są z kwestią poczucia winy lub jego braku – jako siły sprawczej ludzkich działań – a zarazem ich konsekwencji. To właśnie ta, znamienna perspektywa najnowszego obrazu Gustav’a Möller’a spina klamrą całą narrację filmu – pokazując do czego prowadzi zarówno napędzanie się poczuciem winy i chęcią odwetu, jak i niezdolność do odczuwania zarówno winy jak i wstydu. Dodatkowo wpisując to w szerszy kontekst społeczny. System prawny bowiem stanowi o każdym państwie i jest jednym z naczelnych jego powinności wobec obywateli. Ma za zadanie traktować wszystkich równo, a ich wykroczenia karać. Ale jak wiemy system tworzą ludzie, w tym tacy, którzy mogą zapragnąć używać go do własnych celów, a w każdym państwie są tacy, którzy zawsze będą chcieli wykorzystywać każdą jego słabość i lukę prawną, po to by nie ponosić konsekwencji swoich działań i nie brać za nie odpowiedzialności.
To, co mnie w Ukrytym motywie poruszało najbardziej, to fakt, że postać głównej bohaterki służy w nim do tego aby nas nieustannie zmuszać do zaglądania do ciemnych piwnic naszych własnych przekonań i uprzedzeń wobec kwestii najtrudniejszych – tych, które stanowią trzon systemu wyznawanych przez nas wartości. To kino permanentnego dyskomfortu psychicznego, stawiające widza poza strefą, w której można pozostać obojętnym. Dodając do tego abolutnie wyśmienitą kreację aktorską jednej z najbardziej wszechstronnych duńskich aktorek średniego pokolenia: Sidse Babett Knudsen (m.in seriale: „Rząd”; „Westworld”) – otrzymujemy wysokogatunkowe kino typu food for thought. Gdyby nie zostało zrealiowane (jestem tego pewna) przez reżysera, który swoim debiutem zawiesił wobec siebie samego poprzeczkę oczekiwań tak wysoko – pewnie miałoby znacznie łatwiej, zwłaszcza u krytyków filmowych 😬
* * *
Zacznijmy od tytułu oryginalnego tego obrazu: „Vogter” (Opiekun). I myślę, że jest ważne byście wiedzieli, że taki był zamysł reżysera – dla własnych refleksji po seansie nad tym, co chciał tym tytułem przekazać. W porównaniu z jego debiutem – nie jest to obraz równie spektakularny, ale jest znacznie bogatszy treściowo i zdecydowanie bardziej wnikliwy. Bo opowiadaną w nim historię (bardzo ambitnie trzeba przyznać) Möller chciał moim zdaniem zaprząc także do szerszej refleksji społeczno-politycznej. Z próby tej wyszedł wyszedł obronną ręką, niestety kosztem realizmu sytuacyjnego. Bowiem bohaterka główna filmowej opowieści nie mogłaby w realu móc uprawiać swojego zawodu przy jednoczesnym utrzymaniu w tajemnicy pewnych faktów ze swej przeszłości. I jest to moim zdaniem jedyna słabość tego obrazu, który poza tym stanowi dzieło bardzo udane zarówno realizacyjnie jaki i intelektualnie.
Podobnie do filmu „Winni” gdzie bohater był zamknięty w centrum alarmowym i jego działania ograniczała przestrzeń i procedury przynależne miejscu pracy Ukryty motyw rozgrywa się niemal w całości wewnątrz murów więzienia o zaostrzonym rygorze na obrzeżach Kopenhagi. Eva (fenomenalna Sidse Babette Knudsen) pracująca w nim jako strażniczka może rzecz jasna wychodzić na zewnątrz, ale ograniczona perspektywa filmu sprawia, że wydaje się równie uwięziona co skazani, którymi się opiekuje. Jeśli Eva ma życie poza pracą, nie wygląda na to, żeby się do niego spieszyła. Wręcz przeciwnie – z jej chłodnego opanowania, a jednocześnie życzliwego zrozumienia i wsparcia udzielanego więźniom odsiadującym wyroki – można wnioskować, że znajduje w pracy strażniczki więziennej swego rodzaju spokój i poczucie kontroli nad życiem. Jest niczym matka czuwająca nad gromadą porzuconych synów…
Co spowodowało że zdecydowała się na taki zawód, czemu go wykonuje? – tego nie wiadomo. W początkowych scenach filmu jest nam przedstawiona jako postać samotniczki, kobiety całkowicie oddanej swojej pracy, do której wykonywania, jak powszechnie wiadomo – nikt się specjalnie nie pali…
Czy Eva ma jakąś „misję”? Co jej przyświeca? Jakie motywy powodują, że w przeciwieństwie do swoich kolegów po fachu jest wyjątkowo serdeczna dla więźniów i wydaje się być przez nich lubiana? Czy odpowiada za ten fakt – tak trudno definiowalny – matczyny rys w jej zachowaniach wobec skazanych, ciepło, niespotykane w tym miejscu pracy? I skąd takie nastawienie pochodzi? Eva poza wykonywaniem obowiązków jakie należą do strażników więziennych dodatkowo także zajmuje się resocjalizacją skazanych. Prowadzi lekcje z matematyki i specjalne warsztaty z medytacji. Pewnego dnia jednak, przez przypadek, widzi przez okno, że do więzienia przyjeżdża konwój z nowymi skazanymi. Jeden z nich przyciąga jej uwagę szczególnie mocno. I od tego momentu wiemy, że w bohaterce zaszła jakaś zmiana, w dodatku dotycząca czegoś, co Eva od tego czasu będzie się usilnie starała przed wszystkimi ukryć. Skazany to morderca o imieniu Mikkel (świetny Sebastian Bull), przewieziony do celi na oddziale ze specjalnym rygorem. Trafił tu z innego zakładu karnego, gdzie podczas odsiadywania wyroku za rozboje zabił współwięźnia. Nie powiem Wam już nic więcej na temat tego czemu Eva popada w obsesję na jego punkcie i desperacko lekceważąc panujące w pracy zasady i etykę, a także ryzykując swoją karierę zawodową robi wszystko aby stale go upokarzać. Cel jaki jej przyświeca to uczynienie życia Mikkela w jego więziennej codzienności jak najbardziej upiornym. Działa na chłodno, z rozwagą dobierając metody. Jej plan aby skazany był coraz gorzej traktowany przez innych strażników – się powodzi. Do czasu, kiedy okaże się, że tak bardzo przekroczyła swoje uprawnienia, że jej samej może grozić kara pozbawienia wolności. Od tego momentu akcja filmu skupia się na tym by pokazać nam do czego prowadzi sytuacja w której chęć odwetu obraca się przeciwko temu, kto jest nią motywowany – czyniąc z tego filmu przypowieść o zbrodni i karze. A bohaterkę stawia w pozycji osoby, która luki systemu wykorzystuje do tego by pozostać w jego oczach „niewinna”…
W tle tli się pytanie, które jest immanentnie związane z kwestią pozbawienia wolności i wpisane w system penitencjarny co do zasady. Czy winny jest winny zawsze, czy do czasu win odkupienia? I czy to w ogóle możliwe jeżeli mówimy o ludziach, którzy innym zabrali życie?…
Zdolność do odczuwania poczucia winy w podejściu psychologicznym i filozoficznym jest nierozerwalnie sprzężona zarówno z system wartości wyznawanym przez jednostkę ludzką, jak i stanowi wyznacznik granicy poza którą – przy niezdolności do jej odczuwania – rozpościera się otchłań patologii. Według wielu humanistów to właśnie zdolność do odczuwania winy i wstydu gwarantuje nam człowieczeństwo. A jeżeli tak, to czy kara pozbawienia wolności dla tych, którzy tych uczuć są pozbawieni – jest wystarczająca i dlaczego?
Gustav Möller nie udzieli nam odpowiedzi na żadne z tych pytań. I niczego w osądzie poczynań Evy nam nie ułatwi. Mnie ten obraz pozostawił z pytaniem bardzo istotnym, które wykracza poza ramy jego podstawowej narracji. Bo w moim odczuciu Ukryty motyw to film, który zajmuje się fundamentalnym pytaniem o dwuznaczność moralną poczucia winy – tak ludzką, jak i systemową. Po seansie tego filmu trudno nie zadać sobie pytania o to czy system więzienny jest skonstruowany na miarę społeczeństwa, czy też społeczeństwo, a raczej „idea sprawiedliwości” jaka mu przyświeca nie są jego „produktami”. W najszerszym kontekście zatem to opowieść o tym, że porażki systemu prowadzą do tego, że „niektórych nie da się uratować”. Czy jest to powód do poczucia winy i dla kogo – na te pytania musicie odpowiedzieć sobie sami…
*** Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu UKRYTY MOTYW na rynku polskim: Gutek Film