15
sty
2019
141

VICE

VICE (VICE), Reż. & Scen. Adam McKay, Wyk. Christian Bale, Amy Adams, Steve Carell, Sam Rockwell, Allison Bill, Bill Camp, USA, 2018

Satyra polityczna i komediodramat w jednym. Stylizowany na dokument – w dodatku. Rzecz o polityce i politykowi (i to grubego kalibru) poświęcona. VICE to świetny kawał kina, cholernie zmyślnie i dobrze zrobiony. Błyskotliwy, cyniczny, zjadliwie dowcipny. Ale przede wszystkim – tak rewelacyjnie zagrany– że nie mam słów podziwu.

Nieważne czy Wasze polityczne sympatie leżą bardziej na lewo, po środku, czy bardziej na prawo. Albo w ogóle leżą w innym miejscu 😉  – zróbcie sobie tę przyjemność i obejrzyjcie VICE!

Nie od dzisiaj wiadomo, że serce Hollywood leży po lewej stronie. Medycyna twierdzi, że to prawidłowo. A scena polityczna USA, że to zmowa lobby ohydnych lewaków, którzy wybrali sobie stan California na swoją siedzibę główną i od zarania dziejów Hollywood uparli się wspierać Demokratów.

Na nieszczęście dla Republikanów – w najważniejszym mieście tego stanu, w najbardziej prestiżowej dzielnicy, zwanej “fabryka snów” mieszka, a przede wszystkim pracuje co prawda nie tak znowu dużo osób, ale za to mających bardzo dużo pieniędzy i wielki wpływ na ludzi. Bo to oni zawiadują centrum sterowania czymś, co nazywa się “kultura popularna”. W zasadzie – na całym świecie. Oj! Kłopocik.

I tak dochodzimy do sedna tego wstępu. Pierwsze przykazanie Hollywood mówi: “There is no business like showbusiness”.

Jak masz kasę – masz władzę (i niezależność). Jak masz władzę – masz kasę. Kółko się zamyka. Acha, zapomniałabym – dobrze zrobiony PR także się przydaje! (hehe).

A jak się ma władzę (i niezależność) w kinematografii to można jej użyć – choćby po to, żeby móc zajmować stanowisko w ważnych dla swojego kraju sprawach. Z którym zapozna się wiele ludzi.

I to jest, że tak powiem – od strony politycznej patrząc – już nie kłopocik, ale poważny problem…

Bo Vice w najszerszym – najbardziej symbolicznym znaczeniu  – jest filmem, który ma nam wszystkim przypominać o (z kolei) pierwszym przykazaniu każdego amerykańskiego polityka (a w zasadzie każdego polityka na świecie), a którego autorem jest sam Abraham Lincoln: “The ballot is stronger than the bullet” (karta do głosowania / lista kandydatów jest silniejsza niż kula).

W obliczu tego, jak bardzo ludzie Hollywood nie tają swojej niechęci do obecnie urzędującego Prezydenta USA Donalda Trumpa przesłanie Vice jest jasne. Kiedy idziesz do urny, głosować w wyborach – pamiętaj o tym, że wybierasz nie tylko kogoś na główny urząd, ale także tych wszystkich, którymi się otoczy, a których wybór nie będzie już z tobą konsultowany. A jak sprawy się potoczą źle, skończysz w kraju, którym z tylnego siedzenia będzie zarządzał ktoś taki jak Dick Cheney…

*   *   *

Adam McKay – “człowiek orkiestra” (reżyser, scenarzysta, producent) – należy do tych hollywoodzkich filmowców, którzy są zarówno zdolni, jak i pracowici. Ciągle coś robi, nie zawsze rzeczy brylantowe, ale wiecie – normalnie, jak w życiu – jak się robi tyle co on, to raz wychodzi tak sobie, a raz tak, że ludziom kapcie spadają z wrażenia. Jak w polityce – tak i przy filmach. Szczęście, sprzyjające okoliczności, tzw. “opportunities” też się przydają.

Że potrafi być z niego scenarzysta i reżyser wyśmienity – pokazał całkiem niedawno przy okazji filmu “Big Short” – Oscar i Bafta za najlepszy scenariusz. Oraz nominacje do tychże nagród, dodając Złoty Glob – za reżyserię.

McKay w Vice spisał się więcej niż doskonale w obu tych dziedzinach. Jego scenariusz jest świetny (a dialogi takie, że nic tylko jeść łyżkami!), reżyseria także.

Już sam prolog do obrazu Vice wprawił moje kinomaniackie serduszko w trzepotanie z zachwytu. W napisach wstępnych, reżyser zwraca się do widzów w te słowa (cytuje z pamięci, więc może nie być dokładnie 1 do 1)

Film ten powstał w oparciu o fakty i wiedzę, jaką posiadamy obecnie na temat Vice Prezydenta USA Dick’a Cheney’a. Ale bardzo niewielu polityków było równie zamkniętych i niedostępnych jak Dick. Rozumiecie sami, że zdobycie informacji o nim było bardzo trudnym zadaniem. W każdym razie, kurwa, się bardzo staraliśmy…

Sala kinowa, wypełniona państwem recenzeństwem z mediów wszelakich ryknęła gromkim śmiechem. No wiadomo!

I już mamy to, o co chodzi każdemu zmyślnemu filmowcowi z Hollywood (tak samo jak każdemu wytrawnemu politykowi): publika kupiona. Nie minęło jeszcze 5 minut! Hell yeah!

I znowu, całkowicie od-kino maniacko, a nie od-politycznie – pragnę zwrócić Waszą uwagę na to, jak bardzo dobrze przemyślany jest obraz Vice. Jak bardzo inteligentnie poczyna sobie z tematyką, którą się zajmuje. Co w moich oczach czyni ten film zasługującym na oklaski, choćby z tego tytułu.

Bo, trzeba to zaznaczyć od razu – Vice to film stronniczy. Nie jest to zarzut. To stwierdzenie faktu. Ani przez sekundę nie ukrywa tego, że został zrobiony z myślą o tym, aby przedstawić swojego bohatera głównego – wice Prezydenta USA za czasów administracji Białym Domem przez Georga W. Busha – jako zwykłego biurokratę, który następnie stał się cwanym i bezwzględnym karierowiczem. A przede wszystkim jako człowieka, który po latach “wysługiwania się” systemowi politycznemu z ramienia partii republikańskiej od czasów prezydentury Nixona – w końcu doczekał się w Waszyngtonie swoich “5 minut sławy”. I opowiedzieć nam o tym, jak bardzo jego władza, którą w znamienny dla siebie sposób realizował i poszerzał po malutku i po cichu, niejako niezauważenie dla innych, przez całe dekady nie “wyskakując przed orkiestrę”, a jedynie lojalnie wykonując polecenia partii – miała wpływ na amerykańską politykę zagraniczną, a przede wszystkim na wydarzenia związane z wojną w Iraku. Jak również o tym, że – co bardzo często nam, tzw. zwykłym obywatelom umyka (no bo ile tzw. zwykłych ludzi – poświęca swój prywatny czas na dogłębne studiowanie światowych zagadnień politycznych i gospodarczych?) – polityka to przede wszystkim i zawsze to wszystko, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami, a nie medialnie. Jeśli zaś chodzi o media – to przypomina także, że ten kto ma władzę – ten może nimi sterować (ups!). Bo ci co mają władzę tworzą regulacje prawne. A na nich tak na prawdę zasadza się kontrola każdego rządu, w jakimkolwiek państwie – nad nami wszystkimi. I tak kółko się zamyka (szloch).

*    *    *

 

Christian Bale (left) as Dick Cheney and Sam Rockwell (right) as George W. Bush in Adam McKay’s VICE, an Annapurna Pictures release. Credit : Matt Kennedy / Annapurna Pictures
2018 © Annapurna Pictures, LLC. All Rights Reserved.

Christian Bale as Dick Cheney in Adam McKay’s VICE, an Annapurna Pictures release.
Credit : Matt Kennedy / Annapurna Pictures
2018 © Annapurna Pictures, LLC. All Rights Reserved.

Jak to się stało, że zupełnie przeciętny chłopak, a potem nędzny studencina (wywalony zresztą z Yale), urodzony w 1941 roku w stanie Nebraska, w rodzinie nie mającej ambicji ani intelektualnych, ani statusowych (nie wspominając o politycznych), którego życiorys wskazuje jasno, że do wielkiej polityki wszedł bocznymi drzwiami, zaczynając od asystentury u Donalda Rumsfelda – zaszedł tak wysoko?

  • Szef personelu Białego Domu (1975 – 1977)
  • Sekretarz Obrony Stanu (1989 – 1993)
  • Wice Prezydent USA (2001 – 2009)
  • Pełniący obowiązki Prezydenta Stanów Zjednoczonych (2002 – 2007)

Odpowiedzi na to – kluczowe pytanie – udziela film Vice.

To, co McKay przygotował i pokazał w Vice na temat Dick’a Cheney’a (a jest to informacyjny, prawdziwy “koktajl Mołotowa”) – jest w bardzo dużej części oparte na faktach. Ale, co chciałabym wyraźnie podkreślić – to obraz stronniczy – jeśli idzie o przedstawianie “drugiej strony medalu” polityki amerykańskiej – czyli partii demokratycznej. Bo w zasadzie jej nie przedstawia. A jeśli to bardzo skrótowo. I w superlatywach. Zwłaszcza jeśli idzie o pewne, konkretne postaci.

No cóż. Takie prawo autora / artysty.

A ponieważ piszę o dziele filmowym, który jednak jest fabułą, a nie dokumentem (choć w tej konwencji jest zrobiony) – obowiązuje mnie podejście do niego jako do aktu kreacji, który twórca sobie zamyślił tak, a nie inaczej. Czy ma rację, czy coś ukrył, albo pominął, bo nie pasowało mu do obrazka, etc… nie jest w tym miejscu istotne. Istotne jest to – czy mu się udało – to co zamierzał.

McKay’owi się udało. I to bardzo.

*    *    *

Jeśli chodzi o moją opinię – w kategoriach stricte kinematograficznych – film Vice (nominacja do Złotego Globa zarówno za reżyserię, jak i scenariusz oraz do Bafta – za scenariusz ) stoi właśnie na robocie narracyjnej. Bo, na nic wszystkie ‘za i przeciw’ – te polityczne i światopoglądowe – historię życia wice Prezydenta USA – napisaną przez McKay’a i przez niego wyreżyserowaną – ogląda się po prostu wyśmienicie!

Dwie godziny z okładem przelatują jak z bicza strzelił. Ekran skrzy się od doskonałych dialogów, montaż jest olśniewający (no ba! – odpowiada za niego sam Hank Corwin:  “Zaklinacz koni”; “Drzewo życia”; “Big Short”). Ale przede wszystkim jest Vice filmem z REWELACYJNYMI KREACJAMI AKTORSKIMI DOSKONALE NAPISANYCH POSTACI! Na czele z Christian’em Bayle’m kreującym postać Dick’a Cheney’a (nagrodzonym Złotym Globem).

 Oraz tymi, które tworzą Amy Adams, Sam Rockwell oraz Steve Carell.

Steve Carell stars as Donald Rumsfeld in Adam McKay’s VICE, an Annapurna Pictures release. Credit : Matt Kennedy / Annapurna Pictures
2018 © Annapurna Pictures, LLC. All Rights Reserved.

Sam Rockwell stars as George W. Bush in Adam McKay’s VICE, an Annapurna Pictures release. Credit : Matt Kennedy / Annapurna Pictures
2018 © Annapurna Pictures, LLC. All Rights Reserved.

Bez nich i ich portretów psychologicznych – byłby moim zdaniem Vice – obrazem z gatunku tych, które lubi robić Michael Moore. Czyli po prostu filmem – łopatą. Dla lubiących filmy jednowymiarowe. Ja takich nie lubię.

Życie jest skomplikowane, ludzie też. Nikt nie jest jednowymiarowy, nawet ktoś taki jak Dick Cheney. To w moich oczach wielka zaleta tego obrazu – że przedstawiając bohatera jako polityka w jednoznacznie negatywnym świetle, pokazuje go nam też jako człowieka “prywatnego” – czyli męża i ojca – w całkowicie innej odsłonie – znacznie bardziej pozytywnej.

I to właśnie czyni z Vice obraz nie tylko inteligentny i zmyślny, ale przede wszystkim – ludzki. I pozwalający tym samym widzom spojrzeć na portret Dick’a Cheney’a inaczej niż na zwykłą chęć zdyskredytowania go za wszelką cenę. Bo politykę robią ludzie. I jak wszyscy inni mają swoje życie prywatne, problemy, troski. I bliskich. Oraz niekiedy skomplikowane z nimi relacje, które nie składają się na proste i jednowymiarowe obrazki.

A Dick Cheney – jak wspaniale obrazuje to Vice  – to polityk, który wpisuje się jak złoto w amerykańskie porzekadło: “za każdym mężczyzną sukcesu stoi jakaś kobieta”. W jego przypadku jest to jego żona, pierwsza i wielka miłość z czasów szkoły średniej  – Lynne (genialnie kreowana przez Amy Adams – nominacja do Złotego Globa i Bafta). Która zdecydowała się z nim być w czasach, w których nic, ale to na prawdę nic nie wskazywało na to, że jest to dobry pomysł. Ale choć z Dick’a Cheney’a był zawsze – jak twierdzi Vice –  zwykły kutas. To jednak nie dla Lynne. Przyszły wice Prezydent USA  kochał ją szczerze przez całe swoje życie. Co do Lynne – to Vice przedstawia ją jako kobietę inteligentną, ambitną, nie pozbawioną życiowych aspiracji, nadto mającą mocny charakter, ale wychowaną w kulturze patriarchalnej, w czasach, w których szczytem kobiecych marzeń było zostanie żoną ważnego polityka, nie zaś polityczką. Miłość do niej i to jak bardzo było dla niego ważne żeby Lynne go nie porzuciła – jak sugeruje film – de facto stała u podwalin kariery Dick’a Cheney’a.

W tym miejscu napiszę od razu, że Bale & Adams jako duet ekranowy wypadają rewelacyjnie. W filmie tym oglądamy ich jako parę małżeńską, pokazaną na przestrzeni prawie 40 lat! Wierzy się im w każdej scenie. Mistrzostwo świata!

Christian Bale (left) stars as Dick Cheney and Amy Adams (right) stars as Lynne Cheney in Adam McKay’s VICE, an Annapurna Pictures release.

Na wielkie brawa zasługuje również grający w Vice bardzo ważne postaci ze świata amerykańskiej polityki: Steve Carell jako Donald Rumsfeld (dwukrotny Sekretarz Obrony USA) oraz Sam Rockwell– nominowany do Złotego Globa i Bafta – w roli Prezydenta Stanów Zjednoczonych: Georga W Busha. Zwłaszcza Rockwell – choć sceny z jego udziałem to jedynie kilka minut ekranowego czasu – tworzy kreacje – aktorską perełkę!

Jest też – co bardzo istotne – Vice filmem miejscami (owszem na cyniczny sposób) ale cholernie dowcipnym ! Bo McKay w swoim scenariuszu nie zapomniał o tym, że nawet mówiąc o najbardziej poważnych sprawach – by opowiadana historia dotykała emocjonalnie nie może być nudna i pozbawiona poczucia humoru. A zwłaszcza jeśli jej celem jest dotarcie do jak największego grona odbiorców. Bez spoilerowania – znajdziecie zatem w tym obrazie co najmniej dwie sceny, które rozbawiły mnie do łez (odnoszą się obie się do bardzo znanych popkulturowych treści). W tym miejscu podpowiedź! Koniecznie zostańcie w fotelach kinowych jeszcze parę chwil po napisach końcowych. A będzie Wam to wynagrodzone! 🙂

*     *     *

Wracając do Christian’a Bayle’a – to fascynujące – jak bardzo świetnie, ten doskonały skądinąd aktor – radzi sobie z rolami, które wymagają od niego całkowitej transformacji fizjonomii. Do roli w “Mechaniku” schudł prawie 30 kilo i grał cieniem wycieńczonego ciała. Jako Dick Cheney – z umięśnionego, wysportowanego i lubiącego wysiłek fizyczny kolesia z prowincji przeistacza się – w nieco tylko podtuczonego urzędasa, wysiadującego stołki w podrzędnych pokoikach w bocznych korytarzach Białego Domu – by finalnie stać się zwalistą, ciężką i masywną kolubryną, która toczyć się będzie po wszystkich najważniejszych salach konferencyjnych i pokojach obrad ludzi dowodzących USA – od gabinetu Owalnego, przez Pentagon aż do CIA. I podpisywać najważniejsze dokumenty, podejmować kluczowe decyzje dotyczące działań wszystkich, najważniejszych departamentów państwa amerykańskiego.

Znamienna to transformacja! I takież będą jej skutki. Jak wspomniałam na początku Dick Cheney uchodził za jednego z najbardziej małomównych, skrytych i niedostępnych publicznie polityków administracji Busha juniora, który mianował go swoim Vice.

Film McKay’a przypomina o tym, że (prawdopodobnie) nie doszłoby do tego, gdyby nie pewna umiejętność, którą z latami Cheney opanował do perfekcji. Nauczył się jak sprawiać wrażenie kogoś innego niż jest. Kogo nie należy traktować jako groźnego. Przecież zawsze tak mało mówił…

*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście pochodzą z materiałów prasowych dytrybutora filmu VICE na rynku polskim: Forum Film Poland

You may also like

BĘKART
PAMIĘĆ
STREFA INTERESÓW
CZASEM MYŚLĘ O UMIERANIU