7
sie
2015
168

WIELKIE PIĘKNO

WIELKIE PIĘKNO (La grande bellezza). Reżyseria i scenariusz: Paolo Sorrentino. Wyk. Toni Servillo, Carlo Verdone, Sabrina Ferilli, Włochy / Francja, 2013

la-grande-bellezza-poster

Już niebawem (w drugiej połowie września) do kin w Polsce wejdzie najnowszy film Sorrentino pod znamiennym tytułem “Młodość”. Dziś widzę, że być może reżyser zamierza zbudować filmowe continuum, składające się w większą filozoficzną całość. Czyż bowiem młodość to nie “wielkie piękno”, która raz utracona może stać się jedynie przedmiotem naszej własnej fantazmatycznej mitologii?

Oczekując – jak w gorączce – zupełnie nie z racji iście włoskich upałów na nowy film tego reżysera – postanowiłam napisać o poprzednim jego obrazie: Wielkim Pięknie. Triumfatorze Złotych Globów oraz Oscarów w kategorii “najlepszy film nieanglojęzyczny” w roku 2014.

Wielkie Piękno w mojej opinii jest filmem intelektualnie trudnym, gęstym od symboliki i metafor. To z pewnością obraz reżysera erudyty, intelektualisty, ponadto Włocha z krwi i kości (Sorrentino jest z urodzenia Neapolitańczykiem). Twórca podjął się bardzo trudnego zadania – ale wywiązał się z niego nad podziw wspaniale. Sorrentino połączył byty skrajne: wizualną orgię z kontemplacją nad tzw. stanem rzeczy.

grande

Główny bohater tego obrazu: Jep Gambardella (świetny Toni Servillo) to znany pisarz, a właściwie VIP i bywalec świata możnych, ważnych i bogatych rzymskiej socjety. Obchodzone przez niego – jakże hucznie 65-te urodziny – stają się przyczynkiem do refleksji nad sobą, życiem, które pędził, przeszłością i tym, co go czeka – prócz – niechybnej śmierci, w czasie owszem nie przewidzianym, acz z racji wieku – postrzeganym jako coraz bliższy. Choć widzę w tym filmie bezpośrednie odnośniki do tego, co zajmowało kiedyś  Felliniego i silną inspirację jego wizją świata społecznego jako “wielkiego cyrku” – jestem przede wszystkim tym filmem poruszona w dość specyficzny sposób. Chcąc być złośliwą – mogłabym powiedzieć, że obraz ten jest jedynie artystowskim popisem. Ale zupełnie nie tak uważam. Choć sądzę, że przez wiele osób może być tak odebrany. Ja sama miałam podczas oglądania go trudność, zwykłą, ludzką trudność, która wynika z tego, że narracja w kinie tak bardzo się zmieniła od czasów, do których w pewien sposób ten obraz referuje, czyli „dolce vita” kinematografii włoskiej, że miejscami nie tyle się nudziłam, co zadawałam sobie pytania – do czego to wszystko ma prowadzić. Tak było, gdy oglądałam Wielkie Piękno po raz pierwszy. Przy drugim – wszystkie pytania zniknęły. Została czysta i niezmącona niczym przyjemność, wynikająca z mojej własnej kontemplacji – zaiste wielkiego piękna tego filmu. I dla mnie – osobiście – to samo w sobie stanowi miarę wielkości tego obrazu.

W dwie godziny – Sorrentino udało się spiąć klamrą rzecz prawie że niemożliwą – zmetaforyzować Rzym jako kolebkę nowożytnej cywilizacji i jej dzisiejszy upadek. Uwypuklanie kontrastu pomiędzy jej spuścizną – która jest obecna w każdym kamieniu starożytnego Rzymu, a wytworami dzisiejszej kultury Italii – de facto – jest właśnie tym, o czym Wielkie Piękno opowiada. Ten obraz to jedna z najwspanialszych kinowych metafor upadku idei, Ba! –  filozofii piękna, która powstała na terenie cesarstwa rzymskiego. I która przez wszystkie nowożytne wieki ustanowione datą historyczną “po Chrystusie” stanowiła tegoż świata bezsprzeczną, niezaprzeczalną spuściznę dla całej europejskiej cywilizacji! To opowieść o kraju rządzonym od dawna więcej niż nieudolnie, a w ciągu ostatnich kilku dekad medialnie sprostytuowanym przez osoby pokroju Silvia Berlusconiego, wraz z jego XXI -wieczną transformacją słynnego powiedzenia “Chleba i Igrzysk” (łac. panem et circenses – okrzyk autorstwa starorzymskiego poety Juwenalisa, który wznosiło rzymskie pospólstwo, domagając się pożywienia i rozrywek), który zamienił kulturę masową (czytaj media) we Włoszech w dom publiczny. Kwintesencją tego stała się afera “Bunga Bunga”, w której uczestniczył. Pomysł na te właśnie symbolikę uważam za mistrzowski.

Ja, osobiście kocham Wieczne miasto. Żadna, literalnie żadna metropolia w Europie nie porusza mnie emocjonalnie tak jak Rzym. Swego rodzaju maleńkość  tego miejsca na mapie stolic świata (to jedna z najmniejszych stolic w Europie), połączona z jej monumentalnością i faktem, że ludzie żyją tam wciąż otoczeni historią, ruinami, które znaczą tak wiele – jest dla mnie zawsze – kiedy tam jestem – totalnie poruszająca. I wyznaję to szczerze – nigdzie indziej na świecie nie czuję się tak bezbrzeżnie owładnięta pięknem i majestatem tego wszystkiego, czym jest dla mnie pojęcie spuźcizny kulturowej – jak tam.

la-grande-bellezza-toni-servillo-passeggia-tra-gli-scavi-di-roma-in-una-scena-del-film-276046-2

Droga Rzymu, a metaforycznie – całych Włoch – od mocarstwa i potęgi – do kraju zgłupiałego od lenistwa, wiecznego „dolce far niente”, niemożności podejmowania ważnych decyzji połączonej z uwodzicielską mocą ich odkładania – to jest dokładnie to, o czym Sorrentino opowiada.  O zawieszeniu w jakże zrozumiałym w tamtym klimacie motcie: „jutro też będzie piękny dzień”, upupieniu w gmatwaninie kulturowych szponów, w których kościelny i rzymsko – katolicki parasol rozpościera się nad wszystkim, z czym ten kraj ma do czynienia od wieków, a co stanowi odwieczne źródło spięć i tarć. W którym kultura zmaga się wciąż z libido. Gdzie seks, od dawien dawna stanowi najważniejszy (acz tabuizowany) wyznacznik relacji damsko – męskich, a mizoginizm ma swoje podwaliny w tysiącach lat patriarchatu. Zaś ludzka hipokryzja jest zaszyta w każdym działaniu wszystkich – znaczących osób od czasów największych Cesarzy i ich dworów. I gdzie kulturowe snobstwo – odziane jest w „nafąfane” poczucie wyższości nad tymi, którym nie jest dane pochodzić z „pępka świata”. I Wielkie Piękno wszystko to maluje rewelacyjnie.

Ale i tak, to, co porusza mnie najbardziej to – nomen omen – zawarte w tytule wielkie piękno tego miasta. Bo choć je znam i to dość dobrze, z wielu pobytów i dziesiątków kilometrów przemierzania go wzdłuż i wszerz na piechotę – to w kadrach Luca Bigazzi – po prostu rozwala…

Wielkie Piękno to smutna i nostalgiczna opowieść o tym, że wszyscy szukamy ciągle gdzieś, jakoś, na swój sposób „wielkiego piękna”. Peregrynujemy przez życie, najpierw sądząc, że sami jesteśmy jego młodzieńczą emanacją, potem, z czasem, gdy dojrzewamy – zaczynamy go poszukiwać w innych ludziach, w miejscach, przedmiotach, wydarzeniach, błąkając się coraz bardziej bezładnie w pogoni za nim. Przestając widzieć je tam gdzie zawsze było, nieruchome, odwieczne, nieme na nasze skargi i poczucie niespełnienia. Imaginujemy stale na jego temat, marzymy o nim, tak jak bohater filmu Jep Gambardella, oddany fantazjom i wspomnieniom, uwiązany w fantazmatycznym zachwycie nad sobą samym jako udziałowcu tegoż piękna wielkiego –  jedynie z racji tego, że jest osobą znaną i kimś, kto – jak mu się wydaje – ma udział w jakiejś większej historii.

SET DEL FILM "LA GRANDE BELLEZZA" DI PAOLO SORRENTINO. NELLA FOTO TONI SERVILLO. FOTO DI GIANNI FIORITO SET DEL FILM „LA GRANDE BELLEZZA” DI PAOLO SORRENTINO.
NELLA FOTO TONI SERVILLO.
FOTO DI GIANNI FIORITO[/caption]

Sorrentino pokazuje swojego bohatera kilka razy w scenach, gdy ten – oddaje sie refleksjom nad sobą samym  i Bóg wie jeszcze czym – rozpostarty w pozycji totalnej zblazy, a to na dizajnerskiej kanapie w swym apartamencie, a to na hamaku na tarasie w tymże, z widokiem na Koloseum. Pokazuje Jepa jako kogoś, kto “wielkiego piękna” już w zasadzie nie widzi. Postać tak zaślepioną własnym egocentryzmem, że zapomniała o tym, że jest uprzywilejowana już jedynie z tego tytułu, że ma możliwość spoglądania na co dzień na coś, co jest symbolem najwyższej maestrii. Personę, która lekce sobie to waży. I to właśnie, a nie co innego – czyni z Gambardelly kogoś, kto “wielkiego piękna” już nigdy w swym życiu nie znajdzie.

You may also like

BĘKART
PAMIĘĆ
STREFA INTERESÓW
CZASEM MYŚLĘ O UMIERANIU