WREDNE LIŚCIKI
WREDNE LIŚCIKI (Wicked Little Letters), Reż. Thea Sharrock, Scen. Jonny Sweet, Obsada: Olivia Colman, Jessie Buckley, Timothy Spall, Anjana Vasal, Wielka Brytania, 2023
WREDNE LIŚCIKI to film z gatunku „rzadki przypadek” 😎 Formalnie – przeciętny, a jednak w oglądaniu bajeczny! Uzasadnienie tego paradoksu jest proste! I w dodatku takie, które stanowi żywy dowód na to iż g e n i a l n i aktorzy potrafią czynić cuda! Wredne liściki to popis kunsztu warsztatowego, a zarazem kolejna okazja do podziwiania wybitnego talentu dwóch najwspanialszych brytyjskich aktorek: Olivii Colman i Jessie Buckley ❤️🔥 To dzięki nim ta komedia sprawia wielką frajdę i powoduje, że z gęby nie schodzi uśmiech…
Zacznę od dwóch ważnych faktów. Zarówno reżyserka Wrednych liścików Thea Sharrock, jak i scenarzysta Jonny Sweet w Wielkiej Brytanii są znani z tego, że mają nietuzinkowe podejście do tematów jakie biorą na warsztat. Ona jest zainteresowana mówieniem o tym, co konserwatywne i tradycyjne społeczeństwo uznaje za tematy, o których najlepiej milczeć, żeby nikogo nie urazić. On zaś jest znany z tego, że ciąży ku dość obscenicznemu poczuciu humoru. „Very British” można by rzec… 😜
Dlatego też Wredne liściki – choć są filmem, którego kanwę stanowią fakty (przedstawiona w tym obrazie historia wydarzyła się naprawdę w latach 20-tych zeszłego stulecia w angielskim miasteczku Littlehampton) – ponieważ powstały sto lat później – potraktowały je umownie, a raczej jako inspirację aby wziąć pod lupę dwie kwestie, a w zasadzie jedną (bo jedna z drugiej wynika). Przewrotność i komediowy ton nie tępią ostrza przekazu Wrednych liścików – które mają wydźwięk emancypacyjno- feministyczny. Gdybym chciała podsumować ten obraz jednym zdaniem, powiedziałabym, że pokazuje na histerycznie zabawny sposób to co aktualnie wszystkie kobiety wiemy – aż nadto dobrze. Dyktat dogmatów religijnych i patriarchat umniejszający naszą płeć wraz z jej pragnieniami, ambicjami i dokonaniami – tłamsi w nas radość życia. Musimy zatem sobie ją zapewnić same. Jak nie da rady „formalnie”, to inaczej. O wolność osobistą, i życie po swojemu – trzeba walczyć. I wygrywają te z nas, które podejmują ryzyko…
Akcja Wrednych liścików dzieje się w małym, portowym miasteczku, w latach dwudziestych zeszłego wieku. W tej społeczności wszyscy się znają, na pozór to jedno z tych sielskich miejsc na mapie Anglii, gdzie nigdy nic się nie dzieje. Policja nie ma nic do roboty. Ład, porządek, nuda i przewidywalność. No może czasami ktoś z miejscowych chlapnie za dużo piwa w lokalnym pubie. Wiecie do czego zmierzam? No właśnie. Tam gdzie nic się nie dzieje, i nie ma gdzie się ukryć – to najbardziej urodzajna gleba i dla tajemnic i dla plotek…
I właśnie plotka jest osią centralną tej opowieści. Plotka, która pęczniejąc z czasem doprowadza do erupcji wydarzeń, których nikt by się nie spodziewał.
Edidh Swan (bajeczna Olivia Colman) to bogobojna, głęboko religijna i konserwatywna w poglądach – jak by to powiedziano wtedy „stara panna”, która pomimo mocno dojrzałego wieku wciąż mieszka z ojcem despotą i tyranem (Timothy Spall) i całkowicie posłuszną mu matką. Czasu dla siebie ma tyle co kot napłakał, bo stale wykonuje kolejne polecenia ojca, a jej status w rodzinie przypomina raczej „darmową służbę” niż jakiekolwiek inne formy relacji. Traf chce, że w najbliższej okolicy zamieszkuje niejaka Rose Gooding (cudowna Jessie Buckley), młoda przybyszka z Irlandii, która w miasteczku budzi tyleż samo ciekawości co niechęci. Rose nie ma bowiem męża, za to ma nieślubne dziecko, i żyje na kocią łapę z innym mężczyzną, w dodatku czarnoskórym.😱
Na domiar złego Rose charakteryzuje się wyjątkowo ekspresyjną i ekstrawertywną osobowością. Głośno się zaśmiewa wtedy kiedy ją coś bawi, wszędzie jej pełno, w pubie pije razem z mężczyznami (i to zdaniem wszystkich zdecydowanie za dużo) i gra w rzutki, robi co chce, jak chce i kiedy chce. Wiadomo – damie to nie uchodzi…
A poza tym? Poza tym – nie wadzi nikomu. Clue fabuły związuje się wtedy gdy Edith, a następnie kolejne osoby zaczynają dostawać obelżywe listy. Każdy jest inny, ale mają jeden wspólny mianownik. Po brzegi wypełnione są jakbyśmy to dzisiaj nazwali „mową nienawiści”. Trzon komediowy Wrednych liścików zasadza się na ich treści, która jest obelżywa w bardzo znamienny sposób. To litanie pretensjonalnych i wywołujących paroksyzmy śmiechu wulgaryzmów, często podszytych erotycznym kontekstem.
Na kogo mogłoby paść podejrzenie – jeżeli nie na Rose? To przecież ona ma niewyparzoną gębę, lubi sobie i przekląć i zazwyczaj mówi co myśli…
Kiedy liczba wysłanych „wrednych liścików” zacznie niepokojąco pęcznieć, a ich skutki wymkną się spod kontroli i spowodują zgon – siłą rzeczy będzie (choć z niechęcią) musiała się tym zająć policja. Sprawa zostanie przydzielona Oficer Gladys Moss (Anjana Vasan). A ponieważ policjantka w swojej pracy będzie doświadczać szeregu drobnych lub większych frustracji związanych z tym, że jest kobietą, której ambicje, marzenia, aspiracje i zawodowe kompetencje są permanentnie krytykowane, umniejszane i torpedowane – postanowi się przyjrzeć sprawie Wrednych liścików od strony, i na sposób, na który jej koledzy i przełożeni – nie tylko nie mieli chęci i pomysłu, ale także nie wyraziliby (rzecz jasna) na jej dochodzenie zgody…
Nic więcej Wam już nie powiem bo zepsuje Wam to zabawę. Pozostaje jedynie wyjaśnić dlaczego w początkach tego tekstu nazwałam Wredne liściki filmem formalnie przeciętnym. Uważam tak w zasadzie jedynie dlatego, że fabuła tego obrazu jest niestety mocno przewidywalna w kwestii podstawowej – jaką bądź co bądź stanowi zagadka z cyklu „kto za tym stoi?” Widz, który nie jest kompletnym głupkiem domyśli się tego w połowie filmu – a to jednak zdecydowanie za wcześnie – moim zdaniem. Można by się i przyczepiać do formy: że mało finezyjna, a jak na brytyjską produkcję to już szczególnie, że Wredne liściki są i zbyt przerysowane i zbyt „prostackie” w swojej konstrukcji zwanej psychologią postaci.
Mnie to nie przeszkadzało w ich oglądaniu z jednego zasadniczego powodu, o którym także nadmieniałam na początku. Olivia Colman i Jessie Buckley dają koncert aktorski na cztery ręce (nie pierwszy raz zresztą, bo na dużym ekranie mogliśmy je zobaczyć występujące razem w „Córce”) i jest to wirtuozerska robota. Widać wyraźnie, że obie panie miały gigantyczną przyjemność i zabawę z grania swoich postaci / antagonistek we Wrednych liścikach. I ta przyjemność udziela się także widzom. Ubawiłam się i ja! A czy jest jakiś bardziej szczytny cel w komedii?
*** Wszystkie zdjęcia zamieszczone w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu WREDNE LIŚCIKI na rynku polskim: m2films