ZAKAZANE CIAŁO
ZAKAZANE CIAŁO (La Chair Interdite) Diane Ducret, w przekładzie Anny Marii Nowak, Wyd. Znak Horyzont, 2016
Oj! kłopocik! Trzeba będzie pisząc recenzję ZAKAZANEGO CIAŁA Diane Ducret używać słowa, które – mam wrażenie – funkcjonuje – jedynie w rzeczowej publicystyce oraz naukowych i medycznych opracowaniach.
Mowa o waginie, które to określenie ja osobiście wolę znacznie bardziej niż określenie “srom”. Choć sama autorka (wraz z tłumaczką) odmieniają je przez wszystkie przypadki. I nie bez kozery. W języku polskim jest to bowiem słówko, które oznacza także wstyd.
I o tym, a przede wszystkim dlaczego – wagina w historii ludzkości, jak sugeruje w podtytule wydawca polskiego przekładu to – “historia męskiej obsesji” a także, “co mężczyźni myśleli o waginie i jakie skutki przyniosło to kobietom” – jest ta prześwietna lektura!
Kiedy tylko dowiedziałam sie, że Diane Ducret, autorka bestsellerowych “Kobiet dyktatorów” przyjeżdża do Polski, by promować swoją najnowszą książkę Zakazane ciało – aż zatupałam nogami z radości. O tak! W naszym kraju to rzadka gratka mieć okazję do spotkania z autorką pokroju Ducret. Bo też w naszym kraju – sprawy, którymi Diane się zajęła zawodowo w swym najnowszym dziele – to sprawy marginalizowane od dawna, a od pewnego czasu – znowu zapędzone w “kozi róg”. Czemu? Polityka. No właśnie!
Diane Ducret w koszulce z grafiką Marty Frej zainspirowanej jej książką•fot. Michał Janica / Wydawnictwo Znak Horyzont
Ducret w swojej arcybłyskotliwie napisanej, dowcipnej, a miejscami nieco złośliwej książce – “odwaliła” kawał gigantycznej roboty, poświęcając prawie 380 stron na przegląd “od zarania dziejów” tematu, jakim jest kobieca seksualność i tego jakim zmianom podlegało podejście do niej na przestrzeni dziejów.
Autorka – z wykształcenia – historyczka, absolwentka paryskiej Sorbony – jest także feministką. Zatem jej książka ma wyraźnie postawioną tezę i to od samego początku. Udowadnia, że wagina, jako symbol kobiecości – od starożytności po dziś dzień – stanowi przedmiot nie tylko męskiej fascynacji, ale niestety także supremacji! Że męska obsesja, dotycząca tej części kobiecej fizjonomii, którą w naszym nadwiślańskim kraju powszechnie nazywa się ‘cipą’ – jest niestety wciąż i nazbyt często – przedmiotem oceny, pogardy, frustracji, manipulacji, kontroli, zawłaszczenia, a także chęci unicestwienia.
“Zakazane ciało” – to ten fragment – cielesności kobiet, który zawsze – na przestrzeni dziejów ludzkości – był traktowany w sposób szczególny. Wagina, bowiem, na swoje nieszczęście (?) łączy w sobie dwie funkcje: wydaje męskie potomstwo na świat, a ponadto (sic!) może być źródłem rozkoszy. I to już, samo w sobie, czyni z niej zatem “byt” tak fascynujący i tajemniczy, co niebezpieczny.
Kobieca seksualność ciekawiła mężczyzn, można by rzec – „od zawsze”. Zajmowali się nią najwięksi filozofowie starożytni, z Platonem na czele.
I jak przeglądowo – poprzez wszystkie nowożytne epoki – pokazuje w Zakazanym ciele Ducret – robili to w sposób, który immanentnie przyklejony był a to do religii, a to do polityki. A najczęściej – do obu tych kwestii naraz.
Słusznie powiada się, że srom kobiety stanowi bramę jej łona, uczy Święty Ambroży, a owa brama powinna zostać zawarta. Święta Dziewica zachowuje dziewictwo przed porodem, w jego trakcie,a także później, potwierdza Święty Tomasz z Akwinu. Tak rodzi się dogmat…
Jej książka – to doskonała rzecz, która mnie – kobiecie – nie tylko że całkiem dorosłej, wykształconej, oczytanej, bezpruderyjnej, a także dość auto-świadomej – dostarczyła tylu niezwykle interesujących wglądów, informacji, a przede wszystkim wiedzy, że sama byłam w szoku, że aż tak bardzo!
Gdybym miała sparafrazować pracę Ducret – powiedziałabym, że jest to: “wszystko to, co chciałam wiedzieć o waginie, ale bałam się zapytać” 😉
Ducret napisała książkę, którą moim zdaniem, powinna przeczytać każda kobieta. Byłoby jeszcze lepiej – rzecz jasna – gdyby – przeczytali ją też mężczyźni. Dlaczego? Dlatego, że przynajmniej części z nich – mam wrażenie – uświadomiła by kwestie, w które – stawiam śmiało tezę – nie mają wglądu w ogóle.
Zakazane ciało – z brawurą, polotem i nieprawdopodobnym wdziękiem – przeprowadza podparty gigantyczną pracą dokumentacyjną i historiograficzną wywód – na temat tego, co powinniśmy wiedzieć wszyscy. Bez względu na to, co “nosimy w spodniach”!
Dla mnie – osobiście – książka Ducret – okazało się być lekturą, wobec której odczuwam głęboką wdzięczność. Dała mi bowiem pogłębiony kulturowo, przekrojowy wgląd w kwestie dla mnie niezwykle istotną – czyli męską percepcję kobiecej seksualności – ujętą w ramy historii, polityki i zmian kulturowo – cywilizacyjnych – a nie popkulturowej paplaniny (acz się do niej miejscami w czasach już całkowicie nam współczesnych odnoszącej).
Autorka – postawiła sobie za cel – wziąć waginę niejako “pod lupę” – ukazać jej historię w szerokim spectrum, z wielu perspektyw (polityka, religia, kultura, sztuka, biologia, medycyna).
A co – najbardziej istotne – Ducret o waginie pisze jako o sprawie publicznej. I ma rację. Bo nie jest to niestety sprawa tylko prywatna – “od zawsze” – o czym lubimy zapominać. Czasami coś nam na ten temat “zaświta”, ale głównie wtedy, kiedy ujrzymy zdjęcia z feministycznej manifestacji, z hasłem typu “ręce precz od mojej waginy” albo gołe aktywistki Femen’u!
…w 1486 roku niemiecki dominikanin Heinrich Krammer… publikuje Młot na czarownice…Na sześciuset stronach opisano, w jaki sposób ścigać, torturować i karać heretyczki. Łatwo je poznać, zwłaszcza po ich rozwiązłości. Przeklęta „nienasycona pochwa”!… Cuchną piekłem, a ich towarzystwo ściąga śmierć. Aby zaspokoić swoją żądzę „pokładają się z demonami”…
Nikt nie rodzi się kobietą, a jedynie sie nią staje powiedziała Simon de Beauvoir. Ta myśl przyświecała Ducret przy pisaniu książki. Bo „bycie kobietą” – to kwestia znacznie bardziej kulturowa, niż się nam wszystkim wydaje. Jak i to (co przyznaję – acz z niechęcią – skrzętnie lubiłam jednak zawsze wypierać i spychać do podświadomości), że “kobiecością” po dziś dzień zarządzają mężczyźni.
To oni dyktują postrzeganie tego, czym jest, a czym już nie. Jaka jest “hot”, a jaka “byle jaka”. I która kobieta zasługuje na miano tej, o której się tak myśli lub powinno myśleć.
Setki – jeśli nie tysiące lat już – my kobiety – patrzymy na siebie same w tym względzie – niestety także, głównie z męskiej perspektywy! Czyż nie jest to smutne?!?!
I Ducret to wszystko objaśnia, uświadamia. Zdaje się mówić: “Patrz! tak było, to się wydarzyło, tak podziało się z naszym, kobiecym losem w tej epoce, w tym państwie, w takich realiach polityczno – religijnych, a wynikało z tego i z tego”.
Perspektywa Ducret – badacza dziejów & historyka jest bezcenna! I to właśnie, iż taką przyjęła – jest dla mnie najciekawsze, najbardziej przemawiające.
...Libertynizm u mężczyzny jest przywilejem. U kobiety chorobą. Te, które zostały przez nią dotknięte, cierpią na „wściekliznę macicy”. W 1771 roku doktor Jean de Bienville praktykujący w Hadze i Rotterdamie publikuje traktat niepozostawiający złudzeń: La Nymphomanie…Wścieklizna macicy to choroba… owo szaleństwo dotyka wyłącznie kobiety, a piekielny ogień pożądliwości może dopaść każdą: i rozpustnicę, i mężatkę, i młodą wdowę…
Jako kobiecie – zajęło mi wiele lat, żeby zrozumieć, że dopóki sama będę patrzyła na siebie oczyma mężczyzn, dopóty – kobietą – prawdziwie nigdy się nie stanę.
Moja wagina, jak i każda inna ma tu tyle samo do rzeczy, co penis jako “gwarant męskości”. Choć patriarchalna kultura uczyła nas – kobiety – że jest inaczej.
Dopóki bowiem – my kobiety – nie zmienimy swojej mentalności i nie będziemy umiały spojrzeć na to, że o naszej płciowości, atrakcyjności, seksualności, umiejętności dawania i przeżywania rozkoszy, nie mają prawa decydować mężczyźni – dopóty nie doczekamy się tego, że nasze waginy – staną się obiektem SZACUNKU.
Pomijanie milczeniem owłosienia łonowego – a w ten sposób również zwierzęcości wpisanej w ludzką naturę – trwa aż do początku XIX wieku. Tyrania doskonałości wreszcie zostaje obalona! Maja naga Goi ma futerko!… Na skutki nie trzeba było długo czekać. W 1814 roku inkwizycja każe chronić widzów przed tym nieprzyzwoitym dziełem. Malarzowi zostaje wytoczony proces…
Tak długo jak nasze “zakazane ciało” będziemy same oceniać przez pryzmat tego, czy i jak bardzo “się podoba” – tak długo będzie uprzedmiotawiane, stanowiąc zarówno narzędzie walki politycznej, jak i kapitalistycznego wyzysku.
Ducret – jest Francuzką z krwi i kości. Patrząc na nią i słuchając jej podczas spotkania – nie mogłam opędzić się od myśli o tym, jak wspaniałą egzemplifikacją zaprzeczenia męskim stereotypom na temat feministek, powszechnych w naszym kraju – jest.
Piękna, mądra, wykształcona, seksowna, urocza, dowcipna, błyskotliwa.
Na jej widok – ostatnie co przychodzi do głowy, to samcza, wsteczna i maczomeńska perspektywa, że jej feministyczny ogląd świata wynika z tego, że nikt jej nigdy nie chciał „przelecieć”, seksem się prawdopodobnie brzydzi (bo nienawidzi facetów, rzecz jasna!), a jak zdejmie bluzkę, to z pewnością zobaczymy niewydepilowaną, pełną kłaków, pachę!
Ducret, jak sama podkreśliła na spotkaniu promującym jej książkę – nie stawia się w opozycji do świata mężczyzn. Nie interesuje jej dyskurs o “walce płci”. I nie to jej przyświecało, kiedy zabrała się za zbieranie materiałów do swej najnowszej pracy.
Interesuje ją to, byśmy bez względu na płeć (sic!) spojrzeli na seksualność kobiet w historycznym & kobiecym ujęciu, a nie tym, który po dziś dzień jest nam dyktowany, także przez media!!!
W grudniu 1953 roku, niejaki Hugh Hefner zakłada w Chicago pismo dla panów…Playboya…Do pierwszego numeru odkupuje od Toma Kelleya fotografie Marylin Monroe z 1949 roku…Zdjęcia przemykają się przez cenzurę, ponieważ nie widać na nich owłosienia łonowego. Jeśli chodzi o produkcje filmowe – Kodeks Haysa precyzuje, że narządy płciowe kobiety nie mogą się rysować pod tkaniną, w cieniu, ani jako fałda…
W tym miejscu warto zaznaczyć, że książka Ducret nie jest lekturą jedynie “łatwą i przyjemną”, pełną anegdot, często pikantnych. Są w niej także fragmenty dojmujące i potworne. Te, które poświęcone są traktowaniu kobiecej seksualności w kontekście czysto politycznym. Lektura jej książki jest też zatem ostrzeżeniem – przypominającym o tym, co nie może zostać zapomniane. Bo Ducret pisze także o bestialstwach dokonywanych przez mężczyzn na kobietach i ich waginach jako “dawczyniach życia”, w czasach wojny, w hitlerowskich obozach zagłady, podczas walk plemiennych, czy czystkach na tle etnicznym, w Afryce, na Bałkanach.
Jak pisze w epilogu: “aby rzeczywiście ją poznać [istotę kobiecości], najpierw trzeba dotknąć tej prawdy. Dlatego z owego ciała, które niektórzy zwą zakazanym, uczyńmy narząd wolności, który triumfuje nad prawem, nad oprawcami i nad świętoszkami. Niech go już nie obchodzi, czy to się komuś spodoba, czy nie, tylko powie po prostu “jestem kobietą”.