THE SWIMMING POOL in photography…
THE SWIMMING POOL IN PHOTOGRAPHY Tekst: Francis Hodgson, oprawa graficzna: Tim Bisschop, wyd. Hatje Cantz, 2018
Sierpień. Pełnia lata. Upały. No i wakacje. Czy istnieje jakiś bardziej rozkoszny, uwodzący, a właściwie zniewalający wszystkie ludzkie zmysły pomysł na “dolce far niente” niż odkryty basen?
To oaza przyjemności, radości, swawoli i bezpieczeństwa zarazem. Nie porwie nas zdradziecka fala, nie zaskoczy nagły uskok podwodnego terenu czy niespodziewana i przerażająca niekiedy głębia, tak jak ma to miejsce w jeziorach, morzach czy oceanach. Nawet sam fakt, że basen jest zbiornikiem wodnym, w którym nie zetkniemy się z dotykiem wodorostów, mułu, czy glonów (nie wspominając o meduzach czy innych jeszcze bardziej niebezpiecznych przedstawicielach fauny) – dla wielu osób stanowi coś niebagatelnie ważnego.
Bo basenowa woda i jej “łazienkowe” kaflowe dno – kojarzy się podświadomie z czystością, orzeźwieniem, relaksem.
Przyznacie chyba sami, że w przeciwieństwie do basenów krytych (zwłaszcza tych o wymiarach olimpijskich) basen odkryty przywołuje kompletnie inny “pakiet skojarzeń”. Bardziej niż ze sportem, wysiłkiem i treningiem – kojarzy się – z szeroko pojętą rekreacją 🙂
Trudno nie podziwiać tego cudownego wynalazku ludzkiej kreatywności – bo też najpiękniejsze baseny odkryte budowane na zamówienie dla osób prywatnych czy hoteli – to niekiedy osobne dzieła architektoniczne. Olśniewające swoim charakterem & designem. Wtopieniem w krajobraz, etc.
Każdy z nas wie, że można go zażywać na wiele sposobów, a jego używanie jest całkowicie zależne od naszej chęci i nastroju. Nad basenem można siedzieć i machać jedynie nogami, nieco zanurzonymi w wodzie. Można się w nim pluskać, bawić i chlapać jak małe dzieci. Można się na tafli basenowej wody leniwie kołysać, przysypiając na materacu, czytać, pić drinki, opalać… I last but not least – połączenie chłodnej wody w basenie, przy jednoczesnym jego otwarciu na wszystko to co dookoła (a w klimacie dla niego najdogodniejszym – są to najczęściej co najmniej przyjemne dla oka widoki!) stanowi razem „coś”, co w szczególny sposób pieści ludzkie zmysły. Nic dziwnego, że w kinematografii pełni od dekad rolę fetyszu, a nawet ośmielę się zaryzykować to porównanie – jest swego rodzaju ucieleśnieniem miejsca, które znacząco pobudza libido (“La Piscine”; “Ukryte pragnienia”; “Nienasyceni”; “Tamte dni, tamte noce”)…
W teorii archetypów Junga – woda ujmuje w swym wymiarze symbolicznym dynamikę̨ przeżyć́ i aktów psychicznych, których nieprzewidywalność́, potencjalne możliwości, podatność́ na wpływy, receptywność́ oraz logika chwili czyni ludzką psyche podobną do natury tego żywiołu. Do erotycznych skojarzeń, poczucia pełnej swobody, podniecenia i wzmożonego pożądania – droga niedaleka…
* * *
Moje pierwsze doświadczenia z basenem to pierwsza klasa podstawówki. Uczyłam się pływać w dziś już kultowym miejscu na mapie Warszawy, w basenie przy ulicy Konopnickiej. A nadzorował to mój tata (poza kilkoma wstępnymi lekcjami u jakiegoś instruktora), który był bardzo dobrym pływakiem. I nauczył mnie kochać wodę, nie bać się jej i pływanie lubić.
Wszystkie lata szkoły podstawowej kojarzą mi się z chodzeniem na basen kryty od jesieni po wiosnę. I na basen odkryty – latem, jeśli dopisała pogoda (chlip chlip – łza mi się w oku kręci za latami 70 i 80-tymi w tym względzie – odkrytym basenem “Legii” oraz “Warszawianką”).
I rosnącym z wiekiem pytaniem, które zadawałam (i zadaje sobie wciąż) dlaczego akurat musiałam urodzić się w klimacie północnym, w którym użytkowanie basenu na otwartym powietrzu to coś, z czego mogę korzystać jedynie (i to góra) trzy miesiące w roku?
To pytanie to inny wątek mojego życia, który dobija się do mnie coraz bardziej wraz z przybywającymi latami. Dziś myślę, że znam po części odpowiedź. Moje korzenie są bardzo południowe, choć wyglądam bardzo północnie. No cóż, kto z nas ma wpływ na DNA? Oraz na subiektywnie odczuwaną własna fizyczność, w tym to, w jakich temperaturach nasze ciało czuje się komfortowo?
W przeciwieństwie do większości Polaków, którzy owszem lubią jak jest “ciepło” ale tylko do 25 stopni Celsjusza, ja dopiero wtedy się rozpędzam. Dopiero wtedy zaczynam się “rozbierać” i przestaje mi być chłodnawo. Rozkwitam! A powyżej znoszę ze stoickim spokojem. Problematyczne staje się dla mnie – o tyle o ile – znaczy się – czuję, że jest mi gorąco i nieco zaczynam się pocić kiedy temperatura w cieniu przekracza 30 stopni…
No, cóż. Nie jest to tekst o drzewie genealogicznym, wróćmy więc do basenów 😉
* * *
BASEN to pojęcie nowożytne. Przez tysiąclecia ludzie poszukiwali odpoczynku, zabawy i rekreacji w niezbyt głębokich, obfitujących w chłodnie orzeźwiającą wodę, utworzonych przez naturę zbiornikach wodnych. Sięgają one czasów antycznych. I takie też na ich podobieństwo zaczęli potem odtwarzać. Dopiero w początkach XX wieku coś, co rozumiemy jako basen (a w Polsce rozumiemy to raczej jako miejsce publicznego użytku) zaczęło święcić swoje triumfy. Było to ściśle związane z rozwojem dyscypliny sportowej jaką jest pływanie i jej rosnącą popularnością. Niebagatelnie ważnym dla rozwoju basenów publicznych był fakt, że pływanie jest dyscypliną olimpijską (ale do 1908 roku olimpijczycy pływali w otwartych akwenach wodnych). Jak też i to, że jest jedną z najbardziej egalitarnych dyscyplin sportowych. Nie trzeba wielkich pieniędzy żeby ją praktykować. Nie trzeba wyjeżdżać daleko by ją ćwiczyć…
W Europie istnieje wiele kultowych “basenów krytych”, w tym na przykład ikoniczny Piscine Molitore (perła stylu Art Deco), zbudowany w Paryżu w roku 1929, a który poniekąd jest miejscem niezwykle ważnym dla narracji książki Yanna Martella (uwielbianej przeze mnie) pt. “Życie Pi”. A którą kongenialnie przeniósł na ekran Ang Lee w roku 2012.
* * *
Życie na basenie, czy też życie “owinięte” wokół basenu to niezwykle istotna część kultury XX wieku. Wystarczy przypomnieć sobie wspaniałe prace malarskie Davida Hockneya, który uwieczniał je na płótnie seryjnie i która to seria przysporzyła mu sławy i uznania.
W tym miejscu aż się prosi, abym wspomniała o tym, że jest takie miejsce na ziemi, w którym odkryty basen ma znaczenie wybitnie ważne. To California, a konkretnie Los Angeles. Czy może dziwić fakt, że w kinematografii amerykańskiej odkryty basen to najbardziej “naturalna” scenografia z możliwych? Liczba filmów i seriali, w których występuje jest tak wielka, że nie ma sensu nawet o niej rozprawiać… Przyznajcie sami, że to właśnie “fabryka snów” jest odpowiedzialna za to, że dla nas ludzi Północy – basen z towarzyszącą jej willą (lub na odwrót 😉 to na stałe wklejony w nasze głowy fantazmat…Mroczny przedmiot pożądania. Synonim luksusu, a przede wszystkim życia, na którego szans (choćby z racji na klimatu) nie mamy…
No c’mon kto mi powie, że nie?
Wystarczy sobie przypomnieć kultowy już dziś numer wraz z towarzyszącym mu (doskonałym – bez dwoch zdań!) teledyskiem niejakiej Lany Del Rey z roku 2012 (“Blue Jeans”)…
* * *
“Zagalopowałam się”…A tak mi się zdarza najczęściej wtedy, kiedy coś mnie emocjonalnie znacząco porusza. W tym przypadku cały ten, długaśny wstęp to przyczynek do tego, by powiedzieć Wam, że ukazał się niedawno album, który to wszystko czym jest BASEN jako zjawisko W KULTURZE – genialnie oddaje: The Swimming Pool in Photography, autorstwa Francis’a Hodgson’a.
Znajduje się w nim ponad 200 zdjęć zarówno czarno-białych, jak i kolorowych autorstwa takich sław, jak: Henri Cartier-Bresson, Emma Hartvig czy Larry Sultan.
Hodgson – profesor wydziału “kultura w fotografii” na Uniwersytecie w Brighton, zaczynał od studiowania historii w Oxford, sam przez klika lat był także fotografem. Ukazuje w swej pracy albumowej The Swimming Pool in Photography cale spektrum zjawiska jakim jest basen we współczesnej kulturze. Od utrzymanych w stylu Art-Nouveau kąpielowych przybytków, poprzez pierwsze prace architektów-designerów, projektujących baseny w Ameryce lat 50-tych zeszłego stulecia. A także te z nich, które w latach 70-tych zostały zamienione na “skate parki”…
To wybitnie piękny i wspaniale pomyślany album książkowy. Wszystkie zamieszczone w nim zdjęcia przedstawiają basen jako “byt” poniekąd “magiczny”. Ten, o którym marzymy, ten o którym fantazjujemy. I ostatecznie ten – który w długie, gorące letnie dni jest emanacją tego wszystkiego, co podświadomie – przyciąga nas niczym magnes.