4
lis
2023
33

LĘK

LĘK Reż. Sławomir Fabicki, Scen. Monika Sobień-Górska, Obsada: Magdalena Cielecka, Marta Nieradkiewicz, Sabine Timoteo, Polska / Niemcy / Szwajcaria, 2023

Wszystko w filmie LĘK jest takie jak być powinno, a nawet jeszcze lepsze – zważywszy na to, że polskie kino ma problem z tematami tabu. Komercyjne i mainstreamowe ich unika jak ognia; zaś autorskie i artystyczne może by i chciało, ale głównie się boi. Tymczasem Lękjest bardzo mocnym, a jednocześnie subtelnym obrazem, a przede wszystkim dojrzałym emocjonalnie i do cna humanistycznym, który tę próbę nie tylko podejmuje – ale wychodzi z niej zwycięsko. Wyjątkowo wspaniały popis warsztatu aktorskiego Magdaleny Cieleckiej i Marty Nieradkiewicz dopełnia dzieła. Brawa i wielkie podziękowania!

 

Jeżeli mam być szczera – niespecjalnie liczyłam na to, że w Polsce powstanie film skupiony na jednym z najbardziej tabuizowanych w naszej kulturze i nieustannie zamiatanych pod dywan – tematów.

Eutanazja jako świadomy i dobrowolny akt rezygnacji z życia (do czego wrócę w tym tekście później, bo to ważne!) – jest mentalnie i emocjonalnie nieakceptowana dlatego, że wymyka się prymarycznemu przekazowi kulturowemu i religijnemu, w jakim w Polsce wzrastamy. Życie i jego rewers zwany śmiercią nie ma w nim bowiem charakteru podmiotowej decyzji,  a jest „darem” otrzymanym z łaski Boga. Uświęconym sakramentem… 

W sednie tego paradygmatu, u jego podstaw – zaszyty jest jakiś rodzaj okrutnego przymusu, dyktatu – wynikającego zarówno z braku wyboru, jak i niezgody na wolność w zakresie jego dokonywania.

Śmierć jest stale wypierana z naszego życia, wsadzana do szafy, z której wypada jedynie wtedy gdy ci, którzy nigdy o niej nie mówią, nigdy nie chcą jej widzieć, a przede wszystkim mieć z nią do czynienia – zostają zmuszeni przez jej nieodwołalność do skonfrontowania się z tym, że jednak istnieje. Dzieje się tak głównie wtedy gdy zabiera nam kogoś istotnego. Ten kto żyje ale chce umrzeć – w polszczyźnie nie funkcjonuje, nie ma prawa istnieć. Istnieje jedynie ten – kto pogwałciwszy bardziej kulturę niż prawo – życie sobie odebrał: samobójca.

Jeżeli pochylicie się z uwagą nad tym słowem – zobaczycie jak bardzo jest ono piętnujące i jak wielki negatywny znak emocjonalny nasza kultura (a tym samym język) przy nim postawiła wieki temu. „Bójca” to jest rdzeń tego słowa. Ten sam jaki zawiera się w jednoznacznie negatywnie dekodowanym określeniu „zabójca” – od zabijać…

*      *     *

Lęk – trzeci i najnowszy obraz Sławomira Fabickiego („Z odzysku” 2005; „Miłość” 2012) zrealizowany po dobrych wielu latach przerwy startował w tegorocznym konkursie głównym Festiwalu Filmowego w Gdyni, ubiegając się o Złotego Lwa. To, że wyjechał z najważniejszej imprezy branżowej w Polsce bez ani jednej nagrody (sic!) – wydaje mi się co najmniej kuriozalne, a nawet powiem więcej – zamierzone…To nie jest moim zdaniem – przypadek. A przynajmniej ja w takowy – nie wierzę. Ale to było przed wyborami parlamentarnymi 2023…

Od strony realizacyjnej Lęk wzbudził mój zachwyt i podziw absolutnie doskonale przemyślanym kadrowaniem i budowaniem narracji poprzez pracę kamery. Za zdjęcia odpowiada stały współpracownik Fabickiego – świetny operator Bogumił Godfrejów i ewidentnie panowie doskonale się rozumieją. Lęk jest obrazem, w którym wszyscy go tworzący – zespołowo (co należy podkreślić bardzo wyraźnie) rozumieli, że muszą stanąć na wysokości zadania opowiedzenia o kwestiach ostatecznych tak bardzo subtelnie a jednocześnie wiarygodnie jak się da, bo inaczej ten film – popsują. Należy się im za to wielkie uznanie. To doskonałe zrozumienie powagi i wagi sytuacji jest widoczne w Lęku we wszystkich kluczowych kadrach, a najbardziej w jednej z końcowych scen filmu, gdy nie widzimy twarzy bohaterki granej przez Nieradkiewicz – tylko jej plecy. Trzeba mieć dużo empatii i inteligencji filmowej aby wiedzieć, że nie można chcieć oczekiwać nawet od najlepszego aktora, żeby był w stanie „zagrać twarzą” w scenie, którą mam na myśli – emocje towarzyszące kreowanej postaci…

Niemniej w przypadku tego akurat obrazu stoję na stanowisku, że nie byłby tak udany gdyby nie świetny scenariusz (za który odpowiada debiutująca w pełnym metrażu Monika Sobień-Górska) i dobrze napisane postaci oraz fenomenalnie dobrana obsada. Takiego wspaniałego kobiecego tandemu aktorskiego jaki tworzą w Lęku Cielecka i Nieradkiewicz – nie było w polskim kinie od bardzo dawna!

*    *    *

Dokąd zmierzają Małgorzata (fenomenalna Magdalena Cielecka) i jej młodsza siostra Łucja (rewelacyjna Marta Nieradkiewicz) samochodem w pewien letni dzień dowiemy się wkrótce po scenie otwarcia. Tak samo jak tego, że Łucja jest kierowcą, bo Małgorzata jest zbyt słaba i cierpiąca by prowadzić auto przez długie godziny. Małgorzatę i Łucję różni „dosłownie wszystko”. I każdy kto ma rodzeństwo będące swoim całkowitym przeciwieństwem czyta tę metaforę w mig. Ale w przypadku tej opowieści – tak się składa – że ma to znaczenie już inne, niż pewnie takie, jakie miało przez poprzednie dekady życia bohaterek. Małgorzata jest w stanie terminalnym. Rak. Dwa lata walki z rakiem. Ile jeszcze mogłaby potrwać? Kto to wie. Czy można by ją wygrać? Medycyna konwencjonalna twierdzi, że nie. Czy można żyć z bólem, który dosłownie zwala z nóg i ze świadomością słabnącej energii życiowej i zanikających możliwości samostanowienia, podejmowania decyzji i działań? Pewnie można. Tylko trzeba chcieć. Małgorzata nie chce…

Małgorzata (jak się domyślamy) wymusiła na Łucji rolę, której jej siostra nie chce pełnić, bo kto chce pełnić rolę asystenta w ostatniej drodze? Jest umówiona w jednej z renomowanych klinik w Szwajcarii, ładnie zwanych (bo przecież w kulturze XXI wieku wszystko musi mieć ładną nazwę) „klinikami końca życia”. Ja wolę większą dozę dosłowności. Małgorzata chce się poddać zabiegowi eutanazji. To słowo <euthanasia> pochodzi oczywiście ze starożytnej greki, bo starożytni Grecy (o czym dzisiaj już mało kto pamięta) zbudowali cywilizacje tak wielką, mądrą i potężną, która stoi u podwalin całego nowożytnego zachodniego świata, że objęła ona swoją myślą już tysiące lat temu wszystko to, co dotyczy funkcjonowania człowieka jako gatunku. I w tejże cywilizacji, która wydała na świat podstawy myśli filozoficznej i nauki – eutanazja oznaczała „dobrą śmierć”. Łucja jest temu przeciwna, chciałaby żeby Małgorzata dalej próbowała się leczyć. Ale Małgorzata ma dość. Bo kto by chciał żyć życiem w którym życia tyle co kot napłakał, a przede wszystkim jest potworny ból i narastające poczucie niemożności i niedołęstwa…

*    *    *

Kino drogi i wyzyskiwanie kontrastu pomiędzy stylem życia, osobowością, cechami charakteru – jakie różnią siostry stanowi w Lęku jedynie tło do opowieści, która (co mnie zupełnie nie dziwi) zdobyła nagrodę publiczności na tegorocznym Warszawskim Festiwalu Filmowym. Bo widzowie są najważniejszym papierkiem lakmusowym kina. A ta opowieść jest do cna uniwersalna, ludzka i prawdziwa! 

Nie zamierzam fabuły Lęku streszczać, pisać o tym jaka jest Małgorzata, a jaka Łucja, i co się między nimi i im wydarzy  w trakcie ich podróży do Lugano. Kluczowym dla tego obrazu jest fakt, że Lęk opowiada swoją historię z pewnej znamiennej perspektywy! To film o śmierci, w którym jest samo życie! I to właśnie ta perspektywa mnie totalnie rozwalała emocjonalnie przy jego oglądaniu.  

Śmierć, a raczej jej nieodwracalność stanowi w nim rodzaj ekranu, lustra, filtra, w którym odbija się życie i decyzje każdej z bohaterek widziane oczyma tej drugiej w natężeniu w dwójnasób nieznośnym, bo spotęgowanym powagą sytuacji. 

I za to Lęk szanuję niezmiernie. Za to, że potrafi opowiadać o kwestiach najważniejszych w sposób tak mądry, dojrzały, pozbawiony patosu, ckliwości, lukru, łzawych sentymentów, a jednocześnie – pełen empatii, współodczuwania, czułości i szacunku. 

Jakkolwiek niektórym z Was może się ta opinia wydać niezrozumiała, tym bardziej, jeżeli filmu jeszcze nie widzieliście – ale w moim subiektywnym odbiorze Lęk nie jest filmem ani o umieraniu, ani o śmierci. To jest film o miłości do życia i o wolności w postrzeganiu tego czym ono jest. Tak to odczuwam i tak o tym myślę.  Wrócę w tym miejscu do tego co napisałam w początkach tekstu: decyzja o rezygnacji z życia, które weszło w swoją ostatnią fazę to dla Małgorzaty akt miłości wobec siebie. Podmiotowy i autonomiczny. Dla jej siostry Łucji zaś zwierciadło prawdy ostatecznej – w którym będzie mogła zobaczyć to, co do tej pory jej umykało, to na co nie była gotowa spojrzeć wcześniej z należytą uwagą: że odwaga życia po swojemu, na własnych zasadach to jedyna prawdziwa, autonomiczna wolność jaka jest nam dana. 

 

 

*** Wszystkie zdjęcia wykorzystane w tekście pochodzą z materiałów prasowych dystrybutora filmu LĘK na rynku polskim: Monolith Films

You may also like

KNEECAP
KONKLAWE
WANDA RUTKIEWICZ OSTATNIA WYPRAWA
SUBSTANCJA

Leave a Reply